Czy warto podnosić najniższą pensję? Ilu ekspertów, tyle opinii, ilu Polaków, tyle zdań. Za kilka dni płaca minimalna – jak systematycznie od 2 dekad – wzrośnie. W 2023 roku będzie to aż dwukrotny skok najmniejszego wynagrodzenia: na 3490 PLN brutto od 1 stycznia i na 3600 PLN brutto od 1 lipca, odpowiednio do 22,80 PLN i 23,50 PLN wzrośnie stawka godzinowa. Co to oznacza dla naszego rynku pracy?
Skąd się wzięło najniższe wynagrodzenie
Koncept regulowania płac pojawił się w średniowieczu, kiedy to połowie XIV wieku angielski król Edward III dekretem wprowadził maksymalne wynagrodzenie dla robotników rolnych. Chodziło o to, aby po okresie czarnej zarazy, która przetrzebiła ludność, a płace gwałtownie rosły, nie zrujnować właścicieli ziemskich do jakich zaliczał się sam władca Anglii. Po kilkudziesięciu latach uznano, że przepisy powinny działać również w drugą stronę, czyli należy sformułować je tak, aby pracownicy najemni mogli zwyczajnie się wyżywić. A pilnować tego miał tak zwany sędzia pokoju, który oceniał czy zarobek wystarcza na przetrwanie.
Minimalną pensję dla robotników w manufakturach tekstylnych określił król Jakub I, jednak z czasem Zjednoczone Królestwo od tych przepisów odeszło. Ruch na rzecz najniższej płacy w XIX wieku posługiwał się argumentami ze sfery moralnej:
- powstrzymanie wyzysku pracowników,
- walka z ubóstwem i zapewnienie odpowiedniego poziomu życia rodzinom o niższych dochodach,
- sprawiedliwe wynagrodzenie za tą samą pracę,
- eliminowanie konfliktów w pracy,
- ochrona przed szkodliwą konkurencją na obniżanie kosztów pracy.
O prawach robotników przypomniała przełomowa encyklika „Rerum novarum” Leona XIII, gdzie papież podkreśla:
(…) robotnik i przedsiębiorca dobrowolną zawarli umowę, a mianowicie zgodzili się obopólnie na wysokość i wymiar płacy – to ponad ich wolą istnieje jeszcze przyrodzone prawo sprawiedliwości, wyższe i dawniejsze, które wymaga, iżby płaca wystarczyła robotnikowi oszczędnemu i moralnemu na koszty utrzymania.
Poprzez upowszechnienie się ugrupowań socjalistycznych, a także wyborów, głos pracowników najemnych, odzwierciedlał się w prospołecznym ustawodawstwie. I tak pomimo sprzeciwu fabrykantów dążących do ograniczenia kosztów zatrudnienia, w latach 90. XIX wieku regulacje o minimalnym wynagrodzeniu wprowadziły jako pierwsze Nowa Zelandia (1894) i Australia (1896).
Do ustanowienia instytucji najniższego wynagrodzenia zachęca Międzynarodowa Organizacja Pracy w swoich zaleceniach o metodach ustalania płac minimalnych, płacach minimalnych w rolnictwie oraz w krajach rozwijających się. W Polsce najniższy gwarantowany przez państwo poziom wynagrodzenia zaczęto określać dopiero w 1956 roku.
Minimalne wynagrodzenie a bezrobocie
Eksperci spierają się o to, czy minimalne wynagrodzenie ma więcej zalet, czy wad. Wielu wskazuje na to, że zbyt wysoki poziom najmniejszej pensji może przyczyniać się do wzrostu bezrobocia. Badania amerykańskiego uczonego Alana Blindera z Uniwersytetu w Princeton udowadniały, że płaca minimalna nie wpływa na poziom zatrudnienia. Z kolei analizy porównawcze uczonych Charlesa Browna, Curtis Gilroy, Andrew Kohena pokazywały, że wzrost płacy minimalnej o 10% przyczynia się do spadku zatrudnienia wśród nastoletnich pracowników o 1%, natomiast nie ma wpływu na pracujących w wieku 20-24 lata i starszych. Brak istotnego przełożenia na bezrobocie potwierdziły także badania Alison Wellingon z początku lat 90tych.
Uderzenie w małe firmy
Niemniej podwyższanie wynagrodzeń w obliczu szalejącej, przeszło 17% inflacji oraz odczuwalnego wzrostu cen podstawowych artykułów na poziomie ponad 30% może prowadzić do katastrofy. Rosnące koszty prowadzenia działalności gospodarczej, w tym wzrost minimalnej pensji oraz stawki godzinowej, szybujące w górę ceny ogrzewania, wody, paliwa, wiele małych firm może zwyczajnie pogrążyć. Minimalna styczniowa pensja – 3490 złotych – oznacza dla pracodawcy koszt zatrudnienia 4200 złotych, zaś lipcowe podwyżka, to jeszcze o 130 złotych więcej. Rzecznik małych i średnich firm Adam Abramowicz informuje, że w ostatnim czasie około 200 tysięcy przedsiębiorstw zamknęło lub zawiesiło działalność, a tornado dopiero nadciąga, dlatego wiele z nich może nie przetrzymać zimy.
Minimalna styczniowa pensja – 3490 złotych – oznacza dla pracodawcy koszt zatrudnienia 4200 złotych, zaś lipcowe podwyżka, to jeszcze o 130 złotych więcej.
W obliczu szalejących cen klienci ograniczą ponadstandardowe wydatki. Już teraz oszczędności w portfelu szuka 86% Polaków. Ofiarą zaciskania pasa w pierwszej kolejności padną przedsiębiorstwa z branży HoReCa (czyli hotele, restauracje, kawiarnie), turystycznej, rozrywkowej. To tam często pracuje się na umowach cywilno-prawnych, opierających się o stawkę godzinową, która także urośnie i od 1 stycznia przyszłego roku wyniesie 22,8 PLN, zaś od lipca 23,5 PLN.
Stawkę godzinową od umów cywilno-prawnych parlament wprowadził w 2016 roku, co ustabilizowało sytuację pracowników wykonujących swoje zadania na zlecenie. Jej systematyczny wzrost w kryzysie może zahamować zatrudnienie. Istnieje ryzyko, że pracę straci spora grupa, szczególnie młodych osób. Efekt? Zwiększenie stopy bezrobocia, upadek części firm oraz drożejące ceny usług dla klientów.
Presja płacowa, zrównanie wynagrodzeń i wzrost cen
Kolejnym problemem wzrostu najniższego wynagrodzenia o 16% od stycznia, zaś o blisko 20% od lipca 2023 roku będzie spłaszczenie poziomu wynagrodzeń. Obowiązkowa podwyżka dla części pracowników na tyle nadwyręży fundusz płacowy, że pozostali zatrudnieni nie zainkasują proporcjonalnie wysokiego skoku pensji. To zaś przyczyni się do spłaszczenia poborów, czyli zmniejszenia ich rozpiętości. W 2022 roku już 2,6 miliona osób, czyli 20% zatrudnionych Polaków pobiera najniższą pensję, a w 2023 roku ten odsetek może jeszcze się podniesie, bo nie każdy otrzyma waloryzację wynagrodzenia.
Wysoka, utrzymująca się inflacja połączona z rosnącą pensją minimalną, przyczyni się do presji płacowej i protestów społecznych ze strony różnych grup zawodowych, szczególnie dobrze zorganizowanej sfery budżetowej. A takie podwyżki podatkowo podbiją stopę inflacji.
Na początku XXI wieku wynagrodzenie minimalne stanowiło zaledwie 36-38% średniej pensji, obecnie ten współczynnik jest około 10% wyższy, dochodząc w 2020 nawet do połowy statystycznego honorarium.
Warto dawać najniższą pensję?
Minimalne wynagrodzenie to długoterminowo dobre rozwiązanie funkcjonujące w 21 z 27 państw Unii Europejskiej, a w pozostałych 6 ustala się pensje na zasadzie negocjacji zbiorowych. Oznacza to, że w żadnym kraju unijnym nie pozostawia się zarobków niewidzialnej ręce rynku.
Z najwyższą pensją minimalną spotkamy się w kraju słynnego franka, w którym kredyt zaciągnęło 700 tysięcy naszych rodaków. Tam inkasuje się miesięcznie minimum 4 tys. w przeliczeniu na dolary amerykańskie. Polska znajduje się raczej w niższym pułapie z przeszło 700 dolarami, jednak nie możemy się równać z Rwandą i Burundi, gdzie przeciętny zarobek oscyluje wokół 2 dolarów miesięcznie.
Najniższa pensja pozwala przeżyć na godnym poziomie osobom najsłabiej uposażonym, a gospodarce się rozwijać. Zapewnia ludziom godność, pozwala wyjść ze skrajnego ubóstwa, zdobywać nowe kompetencje, edukację, spełniać skromne aspiracje.
Jednak w dobie wysokiej inflacji minimalna wypłata może nakręcać kolejne podwyżki cen artykułów w sklepach, a także prowadzić do upadku części firm, które albo nie udźwigną ciężaru rosnących wynagrodzeń, albo utracą lepiej wykwalifikowany personel, który ucieknie do konkurencji. Szybujące najniższe uposażenia zwiększą bezrobocie u osób młodych oraz gorzej wykwalifikowanych, których coraz łatwiej zastąpić automatami wyposażonymi w sztuczną inteligencję.
Nie wszystkie instytucje i przedsiębiorstwa dysponują budżetem na odpowiednie podwyżki, stąd pracownicy o nieco wyższych kwalifikacja zarobią nieznacznie więcej od minimalnej pensji. Wynagrodzenia w wielu firmach zostaną spłaszczone. Samorządowcy przekonują, że sprzątaczka otrzyma honorarium niewiele mniejsze od urzędnika wydającego ważne decyzje.
Samorządowcy przekonują, że sprzątaczka otrzyma honorarium niewiele mniejsze od urzędnika wydającego ważne decyzje.
Spirala płacowo-cenowa paradoksalnie może wpędzić w ubóstwo większą część społeczeństwa. Najkorzystniejszy wydaje się nie tyle skokowy, co systematyczny wzrost najniższego uposażenia, przy zachowaniu celu inflacyjnego na poziomie 2-2,5%. Już teraz Polacy zapowiadają oszczędności na świątecznych prezentach, jedzeniu, energii, co połączone ze wzrostem bezrobocia zwiastuje nie lada kłopoty, które rosnąca najniższa krajowa może jeszcze pogłębić.
Czytaj także:
Od 2023 roku wzrasta minimalna krajowa – co to oznacza?
Pensje rosną wolniej niż inflacja – wielka presja na pracodawcach