Gruchnęła wieść, że najbogatszy człowiek świata Elon Musk po przeszło półrocznym przeciąganiu liny w końcu jednak kupuje Twittera. Co pod rządami multimiliardera czeka ćwierkające medium społecznościowe? Czy zmiany będą ciągnęły się równie długo jak finalizowanie transakcji?
Przeciąganie liny
Pierwsze wieści na temat zakupu Twittera przez Muska pojawiły się na początku roku, o czym pisałem na portal.faktura.pl kilka tygodni temu. Właściciel Tesli kluczył, przystąpił do działania, a potem gwałtownie wycofywał się z kontraktu. Managerowie „ćwierkającego medium” zachowywali się, jakby robili co tylko możliwe, byleby miliarder nie decydował o jego losach. W sprawę zaangażowały się prestiżowe amerykańskie korporacje prawnicze lubujące się w szachowaniu korporacyjnymi paragrafami, a sprawa trafiła na wokandę sądu w Deleware. Sędzia Kathaleen McCormick nakazała obu stronom zamknięcie transakcji do piątku 28 października, do godziny 17:00 i ostatecznie dyrektor generalny Tesli przejął medium społecznościowe z 230 milionami użytkowników za pierwotnie oferowaną kwotę, czyli 44 miliardów dolarów.
Transakcja jest największym przejęciem prywatnym od 2016 r., trzecim co do wielkości w historii i największym prowadzonym, finansowanym i kontrolowanym przez osobę prywatną. Lecz zarobienie kokosów na „niebieskim ptaszku” to nie kaszka z mleczkiem, bo póki co platforma nie przynosiła oszałamiających zysków. Od wejścia na nowojorską giełdę w 2013 roku firma odnotowała stratę operacyjną na poziomie 344 milionów dolarów.
Dlaczego Musk przyniósł umywalkę?
Z białą porcelanową umywalką w rękach – tak zjawił się w siedzibie Twittera w San Francisco na dwa dni przed zakończeniem transakcji najbogatszy człowiek na globie. A pod filmem z tego symbolicznego wydarzenia Musk „zaćwierkał” – Entering Twitter HQ – let that sink in! („Wejście to kwatery głównej Twittera – niech to się w końcu się wydarzy”). Zręczna gra słów – sink po angielsku oznacza umywalkę – miała ostatecznie przeciąć trwające od 5 lat spekulacje o nabyciu przez niego medium z logiem niebieskiego ptaszka.
You are fired
Internauci na całym świecie mogli zobaczyć jak Elon Musk do czołowej managerki Twittera pani Gadde z pokerową miną wypowiada powyższą frazę – kojarzoną dotąd telewizyjnym show „The Apprentice” prowadzonym przez Donalda Trumpa – podczas wywiadu. Choć wyszło na jaw, że filmik zmontował z poszatkowanych wypowiedzi z wcześniejszych wystąpień Muska i Gadde irański komik Damon Inami, to miliarder faktycznie pozbył się głównych managerów „niebieskiego ptaszka” godząc się na wypłacenie im horrendalnych odpraw.
Według magazynu „Fortune” Parag Argawal, Ned Segal, Vijaya Gadde zainkasują w sumie 122 miliony w zielonych banknotach na otarcie łez. Dyrektorzy „ćwierkającego medium” od początku niechętnym okiem spoglądali na przejęcie przez Elona Muska, a ten z kolei zarzuca im, że nie potrafią się odsiać skutecznie z fejkowych kont, co przeszkadza w rzetelnym biznesowym określeniu wartości Twittera.
„Ptak jest wolny”
Emocje wzbudziło szczególnie wyrzucenie z pracy pani Gadde, szefowej działu prawnego, która odpowiadała za zablokowanie konta Donalda Trumpa, a ostatnio za ocenzurowanie artykułu o tajemnicach laptopa Huntera Bidena (syna prezydenta USA), który ukazał się w „The New York Post”. Musk nie krył irytacji zachowaniem prawniczki i grzmiał:
Zawieszenie konta na Twitterze dużej organizacji informacyjnej za opublikowanie prawdziwej historii było oczywiście niewiarygodnie niewłaściwe
Podkreślał zresztą już nie raz, że nie podoba mu się jak ograniczane są wypowiedzi na Twitterze.
Po oczyszczeniu przedpola miliarder mógł tryumfalnie ogłosić całemu światu, że „Ptak jest wolny”. Nie sposób pominąć tu kontekstu politycznego, ponieważ amerykańcy Republikanie (prawica) nie posiadają się z radości, natomiast Demokraci (lewica) obawiają się, że „Ptak” zacznie ćwierkać mową nienawiści, że wolność słowa będzie traktowana jako wartość absolutna i do ponownego obiegu powrócą zbanowane konta. Już teraz grupie pracowników ograniczono dostęp do moderowania treści użytkowników oraz opcji usuwania ich kont w serwisie.
Radości nie krył usunięty z Twittera poprzedni prezydent USA Donald Trump, który zdążył powołać do życia konkurencyjny portal pod nazwą Truth Social, przekonując:
Twitter jest teraz w zdrowych rękach i nie będzie już prowadzony przez radykalnych lewicowych szaleńców i maniaków, którzy naprawdę nienawidzą naszego kraju
Jednym z piewców wolnego słowa okazał się również poprzedni rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew tłitujący:
Powodzenia @elonmusk w przezwyciężaniu uprzedzeń politycznych i ideologicznej dyktatury na Twitterze
300 gniewnych botów
Jak tylko rozeszła się wiadomość, że Elon Musk ostatecznie zdecydował się przejąć Twittera, 300 fejkowych kont przypuściło atak na platformę społecznościową wypuszczając 50 tysięcy nienawistnych tłitów. Specjaliści od bezpieczeństwa Twittera natychmiast zbanowali trolli.
Zmiany na Twitterze
Choć nowy właściciel platformy zachowuje ostrożność tłitując – „Nie wprowadziliśmy jeszcze żadnych zmian w zasadach moderowania treści na Twitterze” – to jednak pewne ruchy biznesowe łatwo zauważyć. Musk zapowiedział bowiem utworzenie „rady ds. moderacji treści”, która skupi ludzi o różnorodnych punktach widzenia. Do czasu aż rada się zbierze, nie będą podejmowane żadne decyzje o przywracaniu zamkniętych profili lub usuniętych treści. Mimo, że szef Tesli przekonuje, że Twitter będzie miejscem „ciepłym i przyjaznym dla wszystkich”, to niektórzy obserwatorzy odebrali to jako zapowiedź powrotu do medium nawet najbardziej radykalnych użytkowników.
Magazyn „Bloomberg” informował, że multimiliarder zechce pozbyć się nawet 50% z 7000 członków „ptasiej załogi”, choć póki co Musk zaprzecza tak ogromnym cięciom. Wiadomo jednak, że zaufani ludzie miliardera z Tesla Inc. analizują listy zatrudnionych i zastanawiają się, którzy z nich przydadzą się odnowionemu Twitterowi. Jakie jeszcze zmiany planuje Elon i jego ekipa?
- Reaktywacja Vine – to aplikacja przejęta przez Twittera 10 lat temu, jednak zamknięta w 2016 roku, której użytkownicy udostępniali krótkie filmy video na podobnej zasadzie jak na TikToku, instagramowych rolkach i shortsach z YouTube.
- Oaza wolności słowa – medium ma z jednej strony oczyścić się z dezinformacji, karać tych, którzy w sposób niewłaściwy zwracają się do osób transpłciowych, piszą obraźliwe posty i propagują mowę nienawiści, a z drugiej otworzyć się na różne poglądy. Na razie jeszcze trwają dyskusje w jaki sposób „Ptak” pilnowałby respektowania tych zasad.
- Twitter Blue – użytkownicy mieliby płacić za korzystanie z ćwierkającego medium i weryfikację, że nie są botami, co skrytykował poczytny pisarz Stephen King. Miliarder twierdzi, że Twitter nie może polegać tylko i wyłącznie na reklamodawcach, więc użytkownicy powinni się dołożyć do jego utrzymania. Do autora bestselerów dołączyli popularni użytkownicy z tysiącami followersów, którzy pytali, czy jeśli nie zapłacą, to zostaną usunięci. Przyciśnięty do muru Musk zmniejszył kwotę opłaty z zapowiadanych 20 na 8 dolarów miesięcznie.
Demokracja użytkowników
Już kilkakrotnie Musk wykorzystywał na Twitterze narzędzie sondażu wśród swoich obserwatorów. Pytał ich o to, czy powinien zaangażować się zakupienie medium, a ostatnio o zakończenie wojny w Ukrainie.
I tak zdaniem właściciela Tesli użytkownicy sami mogliby oceniać treści prezentowanych postów, sugerował, że komentarzy na platformie mogliby udzielać tylko zweryfikowani tłiterowicze. Proponował także, że użytkownicy będą sobie mogli wybrać sami taką wersję „Ptaka” jaka najbardziej im odpowiada, na takiej zasadzie jak wybiera się film.
Reakcje otoczenia
Niektórzy z reklamodawców jak General Motors zapowiedzieli wstrzymanie reklam na Twitterze do czasu, aż nowy właściciel medium ujawni ostatecznie zmiany, jakie zamierza wprowadzić. Zaś komisarz Unii Europejskiej ds. rynku wewnętrznego, Thierry Breton ripostował, że „ptak będzie latał według naszych zasad”, co oznacza, że Komisja Europejska nie pozwoli na absolutystycznie pojmowaną wolność słowa i będzie domagała się zwalczania mowy nienawiści.
Jak „zaćwierkamy”?
Jak Musk poradzi sobie z prowadzeniem Twittera, to się dopiero okaże, bo przecież to przedsięwzięcie totalnie odmienne od budowania samochodów, czy rakiet. Wygląda jednak, że zmiany na „ćwierkającej platformie” zachodzą o wiele dynamiczniej niż proces jej zakupu. A Muskowi zależy na większej elitarności „niebieskiego ptaszka”, bo zaćwierkają tylko wybrani, którzy za prawo głosu zapłacą w twardej zielonej walucie, zaś inni pozostaną jedynie obserwatorami.
Czytaj także: