Przez ostatnie lata Unia Europejska zajęta była głównie regulacjami dotyczącymi sztucznej inteligencji (AI), a nie jej rozwojem. W tym czasie Chiny i Stany Zjednoczone stały się liderami w tej branży, przyciągając inwestycje na poziomie 30 mld dolarów. Pieniądze te, przynajmniej w jakiejś części, uciekły Unii sprzed nosa. Dziś, chcąc naprawić swój błąd, planuje wpompować w AI 200 mld euro. Pytanie, co my z tego będziemy mieli?
Wyścig o współczesne złoto
Albert Einstein powiedział niegdyś, że nie wie, jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej. Przez lata uważaliśmy, że to atom jest największym współczesnym rynsztunkiem, jednak obecnie coraz więcej ekspertów kieruje się ku sztucznej inteligencji. Jak wiadomo, to, co dla jednych stanowi zagrożenie, dla innych jest jak złoto. Dlatego też Chiny i USA od lat walczą o tytuł giganta na rynku AI. Trudno powiedzieć, która gospodarka wysuwa się naprzód. O ile USA mają przewagę inwestycyjną (przyciągnęły już blisko 26 mld dolarów), o tyle niektóre systemy są lepiej dopracowane przez Chiny.
A gdzie w tym wszystkim jest Unia Europejska? Daleko z tyłu, żeby nie powiedzieć, w ogonie. Jej głównym celem przez lata było raczej regulowanie AI, niż jej rozwój. W efekcie silnie uzależniła się od Stanów Zjednoczonych. To one dyktują nam, co możemy, a czego nie. Oczywiście, wszystko po to, abyśmy w żadnym wypadku nie mogli wysunąć się na prowadzenie. W styczniu amerykański resort handlu ogłosił ograniczenie eksportu chipów AI do niektórych krajów UE, w tym również do Polski. Czy to znaczy, że Stany Zjednoczone nie uważają nas za godnego partnera? Najwyraźniej. Co prawda rządzący upatrują nadziei w Trumpie i jego liberalnej polityce dotyczącej sztucznej inteligencji, ale jak wiadomo, jest to osoba, która w pierwszej kolejności zabezpiecza interesy swojego kraju.
Jeśli więc nie możemy liczyć na USA, musimy sami inwestować w AI. Do takiego wniosku doszła niedawna Ursula von der Leyen, która twierdzi, że Unia nie została w tyle, ponieważ wyścig dopiero się zaczyna. Cóż, nie sposób nie zauważyć, że Przewodnicząca UE robi dobrą minę do złej gry. Jej słowa “wyścig dopiero się zaczyna” brzmią jak “zabawa dopiero się zaczęła”, podczas gdy większość jej uczestników jest już w stanie silnego upojenia.
Twoja firmy potrzebuje dodatkowych środków, a Ty nadal czekasz na decyzję z banku?
Zgłoś się do eFaktor – a decyzję dotyczącą finansowania otrzymasz tego samego dnia. Wymień faktury na gotówkę w przeciągu 24h. Odbierz środki i wydawaj pieniądze swoje, a nie te, które pożyczył Ci bank.
Jak będą wyglądać unijne inwestycje w AI?
W najbliższym czasie Unia przekaże na rozwój AI 200 mld euro. Pieniędzy nie wyciągnie jednak spod ziemi – początkowo będą one pochodzić z istniejących już funduszy, takich jak na przykład “Cyfrowa Europa”. Państwa członkowskie też będą mogły się dorzucić. A na co właściwie zostaną wydatkowane środki? Docelowo powstaną cztery gigafabryki AI. Będą to zaawansowane centra obliczeniowe, które wyszkolą najbardziej zaawansowane systemy. Dzięki nim przedsiębiorstwa różnej wielkości, w tym start-upy, mają uzyskać dostęp do ogromnej mocy obliczeniowej. Obecnie jest ona zarezerwowana wyłącznie dla największych graczy rynkowych, a więc międzynarodowych korporacji. Efektem “ubocznym” (a może głównym) ma być uniezależnienie się od dostawców technologii, w tym przede wszystkim od USA. Przewodnicząca UE wskazuje, że program InvestAI oparty będzie na partnerstwie publiczno-prywatnym, na wzór Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN. Pierwsze etapy realizacji InvestAI będą wdrożona jeszcze w tym roku. Jak to mówią, lepiej późno, niż wcale.
Jak AI zmieni nasze życie?
Dawniej mówiło się, że kto ma pieniądz, ten ma władzę. Dziś świat idzie w innym kierunku, dlatego władzę ma ten, kto ma dostęp do najnowszych rozwiązań w zakresie AI. Swoją drogą, to one generują pieniądze. Ale nie tylko. Sztuczna inteligencja ma pomóc Europie zwiększyć bezpieczeństwo, poprawić jakość opieki zdrowotnej i spopularyzować badania naukowe. Dzięki temu Europa ma być konkurencyjna na arenie światowej. Niektórzy mówią o niej nawet “kontynent AI”, choć to raczej odległe marzenia, niż rzeczywistość.
Co więc zyskamy, gdy wpompujemy tyle pieniędzy w AI? Unia nie podaje konkretów, ale docelowo ma zainwestować w to, co najbardziej jest nam dziś potrzebne, by mówić o zrównoważonym wzroście.
Bezpieczeństwo – bez dwóch zdań. Tym tematem powinna być zainteresowana w szczególności Polska, której niebezpieczny sąsiad ze Wschodu nie planuje złożyć broni.
Zdrowie – jak jest, każdy wie. Marzeniem są krótsze kolejki do lekarzy, szybsze diagnozy i dostęp do zaawansowanego leczenia. AI ma za zadanie nie tylko zwiększyć poziom opieki zdrowotnej, ale też uszczelnić system. Im więcej spraw nadzoruje komputer, tym mniej miejsca na ewentualne przekręty.
Przemysł – rozwijamy się, ale wolno. Jak podaje Eurostat, Polska jest dziś jednym z liderów wzrostu gospodarczego, jednak wciąż potrzebne są nowe inwestycje. Te zaś wymagają rąk do pracy, których po prostu brakuje. Deficyt będzie się pogłębiał, mając na uwadze wskaźnik dzietności. I choć obcokrajowcy chętnie podejmują pracę w Polsce, wymagane są inne rozwiązania.
Badania naukowe – bez nich nie może być mowy o rozwoju medycyny czy technologii. Mamy świetnych naukowców i duży potencjał, ale potrzebujemy finansowania oraz inteligentnych systemów.
Co z unijnej inwestycji będzie miała Polska?
Szczegóły dotyczące unijnej inwestycji w AI nie są szerzej znane. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że brakuje konkretnych pomysłów, a hasło “200 mld euro na sztuczną inteligencję” to na chwilę obecną opium dla ludu. Dziś ani USA ani Chiny nie uznają Unii za godnego przeciwnika w konkursie o tytuł dominatora na rynku AI. A właściwie UE nie jest dla nich żadnym przeciwnikiem. Polscy przedsiębiorcy zdają się jednak tym nie przejmować. Raport PWC pokazuje, że jedynie 15% prezesów firm wyraża zaufanie do AI jako narzędzia wspierającego rozwój. Dla porównania w skali światowej aż 50% z nich ufa innowacyjnym systemom. Inne zdanie mają w tym temacie rządzący. W opóźnieniu technologicznym Europy upatrują szansy dla Polski, negocjując z Google.
Inwestycje Google w Polsce – (nie)śmieszny żart czy poważna sprawa?
W tym miejscu dochodzimy do kluczowej inwestycji, która może pomóc stać się Polsce liderem AI, przynajmniej w tej części Europy. Najciekawsze jest to, że początkowo wydawało się ona nieśmieszną kpiną, a Polacy odebrali ją raczej jako cios, a nie szansę. Wszystko przez “5 mln dolarów”, które spółka miała włożyć w rozwój AI. Cóż, taka kwota być może zrobiłaby wrażenie 20 lat temu, ale nie dziś. Kilka dni później przedstawiciele Google sprostowali, że chodzi o 5 mld złotych. A to już coś.
No dobrze, ale co właściwie z tych inwestycji będzie miał przeciętny Kowalski? Całkiem sporo. Analiza Google pokazała, że dzięki nim polskie PKB wzrośnie o 50-55 mld euro w ciągu najbliższych 10 lat. Pieniądze pójdą głównie na wzmocnienie sektora energetycznego, służbę zdrowia i cyberbezpieczeństwo. A dlaczego właściwie Google chce przekazać tak dużo na kraj, który USA uznają za potencjalnie zagrażający pod kątem nieprawidłowego korzystania z AI? Zdaniem samego prezesa internetowego imperium Polska dysponuje świetnym zapleczem. Docenia on naszych specjalistów, którzy, co tu dużo mówić, pną się po szczeblach kariery głównie za granicą. Inwestycje Google być może pomogą zatrzymać ich w kraju. Spółka oferuje nie tylko pieniądze, ale też know-how, a więc szkolenia z zakresu wykorzystania inteligentnych systemów.
To są potrzebne inwestycje
W mojej subiektywnej ocenie inwestycje Google są nam potrzebne i to nawet nie po to, żeby stać się liderem, lecz aby poprawić jakość życia. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak wiele osób sceptycznie podchodzi do AI. Nie dziwię się, skoro nawet prezesi polskich firm nie odnoszą się do tematu z entuzjazmem. Ponadto mass media, choć niby podkreślają zalety AI, przekonują jednocześnie, że zabierze ona pracę sporej grupie Polaków. Bez względu na własną ocenę problemu, nie sposób nie zgodzić się z jednym faktem. Google to przedsiębiorstwo, które inwestuje własne pieniądze. Dlatego możemy mieć nadzieję, że nie zostaną one zmarnotrawione, a dobrze wykorzystane.
Cieszy też to, że Google traktuje nasz kraj jak pełnoprawnego partnera. Jasne, że w pewnym sensie Polska jest po prostu opłacalna finansowo (to przecież główny powód, dla którego międzynarodowe korporacje otwierają tutaj swoje oddziały), ale z drugiej strony zwykle jesteśmy gdzieś na uboczu, a teraz mamy szansę wybić się naprzód. Podobne szanse ma Europa, bo ostatecznie, gdzie dwóch się bije, tam trzeci może skorzystać. Musi tylko wiedzieć, co robić, by zyskać przewagę.