Jesienią 2025 roku posłowie podjęli decyzję, która ma zakończyć długie spory społeczne dotyczące etyczności w kontrze do „tradycji”. W październiku odbyło się głosowanie ponad podziałami partyjnymi dotyczące zakazu hodowli zwierząt na futra. Za nowelizacją ustawy głosowało 339 posłów KO, PiS, Lewicy, Polska2025 i PSL, 78 posłów z Konfederacji i część z PiS było przeciw, a 19 osób wstrzymało się od wyrażenia swojej opinii w tej sprawie. Sejm przyjął harmonogram likwidacji ferm do końca 2033 r., a dla tych, którzy zakończą działalność wcześniej, przewidziano mechanizmy odszkodowawcze. A zatem najwyższa pora przyjrzeć się temu procederowi i zastanowić, jaki wpływ na naszą gospodarkę będzie miał zakaz.
Futrzarski interes po polsku, duńsku, a może holendersku?
Polska, choć w ostatnich latach doświadczyła dramatycznego spadku liczby ferm, wciąż znajduje się w czołówce światowych producentów futer. Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej z grudnia 2023 roku w ramach odpowiedzi na Europejską Inicjatywę Obywatelską „Fur Free Europe”całkowita roczna produkcja w 2022 roku na polskich fermach wynosiła ok. 3,5 miliona norek i 30 tys. lisów.
W 2013 roku w Polsce pod oficjalnym nadzorem znajdowało się 647 ferm zwierząt futerkowych, a w 2017 roku osiągnięto pułap 724. W kolejnych latach miał miejsce obserwować drastyczny spadek – w 2020 roku funkcjonowały już 584 fermy, a na początku 2024 roku w rejestrze widniało jedynie 360 takich gospodarstw, niemniej część z nich pozostaje zawieszona od kilku lat. Z danych przekazanych Komisji Europejskiej przez organizacje branżowe wynika, że w ubiegłym roku w Polsce zarejestrowane były 234 fermy norek oraz 35 ferm lisów (lub 209 jak donosi Business Insider. Mimo to w 2024 r. na fermach życie straciło około 3 mln zwierząt.

Rozkwit branży futrzarskiej w Polsce nie wynikał z polskiej tradycji, mody ani wzrostu popytu wśród Polaków. Miał miejsce bardziej prozaicznego powodu, a mianowicie zakazu procederu tego typu, który miał miejsce w 2013 roku w Holandii i który zapoczątkował zakazy w 20 innych krajach europejskich, między innymi, w liderze produkcji z 2015 roku, Danii.
Zgodnie z wyliczeniami organizacji Otwarte Klatki ponad 26% wszystkich nadzorowanych ferm norek aktywnych w sezonie 2022/2023 miało powiązania z kapitałem duńskim i holenderskim (68% w województwie zachodniopomorskim i lubuskim, a także 19% w wielkopolskim), co stoi w niejakiej opozycji do retoryki o narodowym biznesie zakorzenionym w tradycji narodowej. W tym miejscu warto zaznaczyć, że kapitał zagraniczny dotyczy zakładów z największą liczbą zwierząt, a fermy norek w zachodniej części kraju są znacznie większe od średniej (według przeprowadzonej w 2014 roku inwentaryzacji w regionie zachodnim stado podstawowe norek liczyło 6817 samic wobec średniej wielkości stada 2515 samic), dlatego istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że duńskie i holenderskie fermy odpowiadają za znacznie większy odsetek produkcji norek w Polsce.
Mimo duńskiego i holenderskiego kapitału dane zakłady nie osiągały spektakularnych zysków. Wręcz przeciwnie. Firma Johan Karens Mink Farm Sp. z o.o. przynosi regularnie straty i przetrwała pandemię dzięki pomocy publicznej, spółka Baka Sp. z o.o. powiązana z duńską rodziną Nieuwenhuis, posiadającą trzy fermy w Polsce 2020–2021 zakończyła ze stratą w wysokości ponad 1 mln zł, a Farm Equipment International sp. z o.o. (która ma 15 ferm w całej Polsce) 2021 rok zamknęła ze stratą w wysokości 9,4 mln zł.

Pieniądze nie śmierdzą – czyli lobby futrzarskie w Polsce
Zgodnie z informacjami fundacji Viva lobby futrzarskie obejmowało siatkę posłów z różnych frakcji, między innymi, Rajmunda Gąsiorka z PO, który kupił przedsiębiorstwo za 20 mln zł, niezgodnie z własnym oświadczeniem majątkowym, właściciela fermy Andrzeja Piątaka (były poseł Ruchu Palikota), czy Norbert Kaczmarczyk (Kukiz’15), który przedstawił w Sejmie negujący prawa zwierząt tekst Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia – konserwatywnej organizacji, gdzie ciepłą posadkę grafika otrzymał mąż Ewy Zajączkowskiej-Hernik z Konfederacji, okrzykniętej w mediach „Ewą od futer”.
Natomiast Fundacja Wsparcia Rolnika Polska Ziemia została założona przez sympatyzującego z Konfederacją lobbysty i milionera z branży futrzarskiej, Szczepana Wójcika, o którym pierwszy raz zrobiło się głośno, kiedy stanął na czele protestów dotyczących pro-zwięrzęcej „Piątki dla zwierząt” PiS. Jak twierdził w wywiadzie dla Rzeczpospolitej :
Znam Konfederację, znam ich wszystkich.
A dokładniej mówiąc, chodzi o promującego antynaukowe teorie absolwenta toruńskiej uczelni ojca Tadeusza Rydzyka, od którego otrzymał pamiątkowy medal „Pro Ecclesia et Patria”, który to za rządów PiS pod szyldem Fundacją Polska Ziemia zawarł trzy umowy dotacyjne z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na łączną kwotę 4,4 milionów zł. Jednak z uwagi na „istotne naruszenia” NFOŚiGW żąda zwrotu wypłaconych z budżetu państwa zaliczek, pożytków od tych zaliczek i należnych odsetek w wysokości ok. 4,8 mln zł.
Wójcik prowadzi własną fermę, w której organizacja Otwarte Klatki zastała bestialskie traktowanie zwierząt:
Kanibalizm, choroby, brak leczenia zwierząt czy przedwczesna śmierć to tylko niektóre patologie zarejestrowane na nagraniach
Przy tym, jak ustalili dziennikarze Front Story, Szczepan Wójcik aktywnie współpracuje z radykalnymi organizacjami hodowców, prorosyjskimi partiami i przez lata pojawiał się w rosyjskich mediach, np. audycji prokremlowskiego radia „Вести”, czy w artykule Ludmiły Lwowej, zatytułowanym „Dlaczego Polacy produkują futra, ale sami ich nie noszą? (Почему поляки производят мех, но сами шубы не носят?).
Jednak biznesmen nie prowadzi wyłącznie działalności medialnej w Rosji, bowiem wraz z bratem od lat prowadzi tam również fermy futrzarskie. W 2021 r. przejęli kontrolę nad sowchozem w obwodzie królewieckim, w którym znajdowało się 100 tys. norek i otrzymali finansowanie ze strony rządu Federacji Rosyjskiej rzędu opiewające na kwotę ponad 1 mln zł. Niemniej w maju 2024 roku Wojciech Wójcik został zatrzymany przez rosyjskie służby bezpieczeństwa za próbę przekupienia rosyjskiej inspekcji weterynaryjnej, aby uzyskać certyfikaty umożliwiające wysyłkę futer Wójcików do Azji, w szczególności do Kambodży.
Ostatecznie Wojciech został zwolniony z aresztu za kaucję rzędu 2,3 miliona złotych, a Szczepan wrócił do swojej działalności w Polsce.
Głosowanie dotyczące zakazu hodowli zwierząt na futra
Głosowanie w Sejmie było kulminacją wieloletniej debaty. Według depeszy PAP, przyjęcie nowelizacji poparła m.in. znaczna część posłów PiS (100 za, 18 wstrzymujących się), posłowie Koalicji Obywatelskiej, Lewicy i Polski 2050, a przeciw byli w szczególności wszyscy posłowie Konfederacji i 55 z PiS. Była to wiekopomna chwila głosowania niejako ponad podziałami, bo za opowiedział się nawet Jarosław Kaczyński, który stwierdził:
Byłem zdecydowanym zwolennikiem tej ustawy.
A nawet idzie o krok dalej, sugerując że jest ona zbyt przychylna przedsiębiorcom z branży futrzarskiej:
Ale to rozwiązanie nie jest takie, jakbym chciał, bo bym chciał, żeby to ucięto szybko, radykalnie, ale na to możliwości nie było i w związku z tym poparliśmy. Duża część poparła, bo nie cały klub. Niestety nad tym boleję.
Zgodnie z decyzją sejmu przedsiębiorcy prowadzący fermy są zobowiązani do wygaszenia działalności do końca 2033 r., a ci, którzy zrobią to do 2031 r., będą mogli uzyskać odszkodowanie, którego wysokość zależeć będzie od średniego rocznego przychodu hodowcy oraz daty zakończenia działalności. Niemniej w mediach pojawiają się głosy o możliwym vecie ze strony Karola Nawrockiego.
Czy futra mają znaczenie dla polskiej gospodarki?
Ten punkt był istotny w argumentacji za i przeciw zakazowi. Branża futrzarska w Polsce, mimo że przez długi czas postrzegana była jako „ważna gałąź rolnictwa” w niektórych regionach, w skali kraju ma znikome znaczenie makroekonomiczne. Zgodnie z raportem , że eksport futer w 2024 roku miał wartość stanowiącą około 0,014% całkowitego eksportu Polski, a w 2023 roku udział branży w PKB wyniósł jedynie 0,01%.

Nie jest to też sektor szczególnie bogaty w miejsca pracy. Zgodnie z raportem Instytutu Przedsiębiorczości i Rozwoju polskie fermy zatrudniają 13 tys. pracowników, natomiast według badania Zachodniego Ośrodka Badań Społecznych i Ekonomicznych z 2018 roku:
Polskie fermy futrzarskie dają nie więcej niż 4 tys. miejsc pracy, branża jest jedynie producentem surowca, generuje małą wartość dodaną.

Co jest nie tak z przemysłem futrzarskim?
Kłopoty przemysłu futrzarskiego obejmują kwestie natury moralnej, nadmierne cierpienie i okrucieństwo wobec zwierząt, brak nadzoru i naruszenia, obniżenie wartości nieruchomości oraz gruntów i uciążliwości dla sąsiadów, jak również negatywne skutki ekologiczne i epidemiologiczne.
Okrucieństwo i cierpienie
Zgodnie z raportem organizacji Otwarte Klatki 2025 i publikacja „Cena futra 2024” dokumentują, że zwierzęta hodowane na futra to w większości gatunki dzikie i drapieżne (norka amerykańska, lis pospolity/polarny, jenot azjatycki, szynszyle). Na fermach życie tych zwierząt jest ograniczone do klatek o wymiarach rzędu kilkudziesięciu centymetrów: norki często przebywają w klatkach o powierzchni ~0,3 m², które nie pozwalają na przejawianie naturalnych zachowań, co skutkuje stresem przewlekłym, stereotypiem (powtarzanie bezcelowych ruchów), autoagresją, wzrostem agresji międzyosobniczej, a nawet kanibalizmem.
Szczególnie drastyczne są opisy procedur uśmiercania: norki często uśmierca się tlenkiem węgla w komorach gazowych, a lisy czy jenoty porażeniem prądem. Według autorów raportu i dziennikarskich śledztw powszechne przypadki złej jakości komór gazowych (nieszczelności) i nieprawidłowego rażenia prądem, które prowadzi do długotrwałego cierpienia przy uśmiercaniu. Metody takie jak gazowanie czy rażenie prądem są krytykowane przez część towarzystw weterynaryjnych jako metody powodujące cierpienie i niezapewniające humanitarnej śmierci.
Brud, smród i problemy zdrowotne okolicznych mieszkańców
Fermy futrzarskie generują duże ilości odpadów organicznych i emisji gazowych (amoniak, siarkowodór), które przenikają do powietrza i wód gruntowych. Z licznych relacji mieszkańców i badań wynika, że fetor i związane z nim uciążliwości stają się codziennością w miejscowościach sąsiadujących z fermami. Dane kwestie wpływają na zdrowie wywołując dolegliwości oddechowe, bóle głowy, podrażnienia oczu oraz obniżają komfort życia.
W raporcie NIK wskazywano na istotne braki w systemie kontroli: brak kompleksowego rejestru ferm, nieregularne kontrole Inspekcji Weterynaryjnej, problemy z egzekucją sankcji i niewystarczającą liczbę kontroli środowiskowych. Z kolei Otwarte Klatki w swoim raporcie dokumentują przypadki nieprawidłowej utylizacji padłych zwierząt (zakopywanie, wyrzucanie do rowów), brak aktualnych zezwoleń środowiskowych i inne naruszenia. Szereg interwencji ujawniło fermy działające w warunkach rażących braków sanitarnych. W rezultacie mieszkańcy okolicznych wsi zgłaszali masowe zażalenia, a część samorządów zmagała się z protestami i presją na organy kontrolne.
Futro gorsze od plastiku
Wbrew opinii środowisk konserwatywnych produkcja naturalnego futra nie jest bardziej korzystna z perspektywy ekologicznej, niż wytworzenie ubrania z futra sztucznego. Z perspektywy ekologicznej przemysł futrzarski plasuje się wysoko w skali negatywnego wpływu na naszą planetę. Zgodnie z danymi naukowymi produkcja 1 kg futra z norek generuje średnio około 310 kg ekwiwalentu CO₂, czyli wielokrotnie wyższą wartością niż dla większości tkanin syntetycznych i naturalnych. A to nie biorąc pod uwagę zużycia paszy (hiperkoncentracja zwierząt), spalania paliw do obsługi ferm i utylizacji odpadów.
Proces garbowania futer wymaga stosowania silnie toksycznych substancji: formaldehydów, soli chromu i innych reagentów, które trafiają do ścieków i gleby. W raporcie organizacji znajdziemy przykłady przekroczeń dopuszczalnych stężeń azotu i fosforu w pobliżu ferm (przykładowe przekroczenia rzędu kilkuset procent normy w niektórych badaniach lokalnych) i wpływu tego procederu na wody gruntowe i bioróżnorodność.
W efekcie fermy lokowane we wrażliwych ekosystemach (m.in. obszary nawodnione, strefy podmokłe) stają się punktami presji ekologicznej, gdzie miejsce ma eutrofizacja cieków wodnych, degradacja gleby i zwiększenie emisji gazów cieplarnianych. Autorzy raportu podkreślają, że koszt ekologiczny jest nieproporcjonalny do ekonomicznych korzyści branży.
Zagrożenia epidemiologiczne i chorobowe
Pandemia COVID-19 i późniejsze przypadki grypy ptaków uwypukliły epidemiologiczne zagrożenia związane z hodowlą zwierząt na futra. Norki, będąc spokrewnione z innymi łasicowatymi, okazały się podatne na zakażenia SARS-CoV-2. Na fermach wykrywano ogniska, w których wirus przemieszczał się między ludźmi i zwierzętami, co doprowadziło do poważnych działań sanitarnych i do wybicia stad w kilku krajach. W raporcie „Przemysł futrzarski w Polsce i na świecie w 2025 roku” udokumentowano przypadki potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 na fermach w Polsce (wiele ognisk w latach 2020–2022, łącznie kilkanaście zidentyfikowanych przypadków/ognisk) oraz skutki epidemii H5N1 w Finlandii (2023), gdzie zakażenia doprowadziły do uboju dużej części stada.
Problematyczny jest również brak ciągłego i skutecznego systemu monitoringu chorób na fermach: autorzy raportów wskazują, że system zgłaszania i diagnostyki bywał niewystarczający, a koszty diagnostyki często ponosili podatnicy. W praktyce braki w bioasekuracji oznaczają zagrożenie dla zdrowia publicznego oraz możliwość powstawania mutacji patogenów w warunkach intensywnej hodowli.
Spadek cen nieruchomości i gruntów, oraz inne konsekwencje społeczne dla okolicznych mieszkańców
Życie obok ferm futrzarskich wiąże się także z wymiernymi kosztami społecznymi. Wartość nieruchomości maleje nawet o 30–50% (a niektóre źródła wskazują na 80%) w promieniu kilku kilometrów od ferm w zależności od skali i intensywności działania fermy.
Protestujący mieszkańcy uskarżają się też na fetor, inwazje much, problemy ze studniami, a także problemy psychologiczne związane z odgłosami umierających zwierząt i zapachem.
Co zakaz oznacza dla Polski?
Zakaz nieuzasadnionego mordowania i torturowania zwierząt za futro to krok ku cywilizowanemu podejściu do zwierząt, który jest zbieżny nie tylko z nowoczesnymi filozofiami i odkryciami naukowymi, ale i z nauką kościoła katolickiego, o czym zdaje się zapominać część konserwatywnej sceny politycznej. Z uwagi na zmianę nastrojów konsumenckich, empatię i większą świadomość konsumentów przemysł futrzarski w Polsce upadał i miał niewielkie znaczenie dla całej gospodarki. Był nadmiernie kosztowny w wymiarze etycznym, ekologicznym i epidemiologicznym. Na tej podstawie można rzec, że decyzje polityczne o wprowadzeniu zakazu hodowli zwierząt na futra mają solidne oparcie w faktach i zdają się stanowić rzadki konsensus ponad podziałami na partie polityczne.












































