Niegdyś – król fotografii, który wprowadził aparat do domów na całym świecie i przez dekady dyktował tempo innowacji. A jednak, gdy świat zaczął się zmieniać, Kodak nie nadążył za własną rewolucją. To nie tylko ciekawa historia o upadku legendy, ale przede wszystkim studium strategii, decyzji i błędów, z których dziś może skorzystać każdy lider, founder i przedsiębiorca budujący firmę.
Narodziny marki, która zmieniła sposób, w jaki patrzymy na świat
Kiedy w 1888 roku George Eastman zakładał firmę Eastman Kodak Company, fotografia była domeną chemików, inżynierów i pasjonatów z zapleczem technicznym. Aparaty były ciężkie, proces wywoływania skomplikowany, a każde zdjęcie wymagało wiedzy i cierpliwości. Eastman spojrzał na tę rzeczywistość jak przedsiębiorca, który wyczuł szansę – zamiast doskonalić technikę dla profesjonalistów, chciał ją uprościć i udostępnić każdemu.
Kluczowym momentem było wprowadzenie pierwszego aparatu Kodak – prostego, kompaktowego urządzenia na film w rolce, sprzedawanego z hasłem: „You press the button, we do the rest”. Użytkownik robił zdjęcia, odsyłał aparat do firmy, a Kodak zajmował się resztą: wywołaniem, drukiem i ponownym załadowaniem filmu. Była to rewolucyjna usługa end-to-end, która w praktyce stworzyła nową kategorię biznesu: masową fotografię.

To nie był tylko produkt. Była to zmiana sposobu myślenia o obrazie i wspomnieniach. Kodak sprzedał ludziom nie aparat, ale możliwość zatrzymania chwil – i zrobił to jako pierwszy na taką skalę. W krótkim czasie fotografia z elitarnej, technicznej pasji stała się emocjonalnym doświadczeniem każdej rodziny.
Od początku firma działała jak nowoczesny startup: agresywnie inwestowała w rozwój technologii, przejmowała konkurentów, budowała rozpoznawalność marki i tworzyła rynek, który wcześniej nie istniał. Eastman rozumiał też coś, co wiele firm odkryje dopiero sto lat później – że prawdziwe pieniądze nie zawsze są w sprzęcie, ale w ekosystemie. Aparat był początkiem, ale największe zyski przynosiły klisze, papier, chemikalia i usługi obróbki.
Tak narodził się gigant, który przez kolejne dekady miał dominować globalny rynek fotografii. A wszystko zaczęło się od prostego pytania: co, jeśli każdy mógłby robić zdjęcia?
Przełom XIX/XX wieku: fotografia trafia „pod strzechy”
Wejście w XX wiek było dla Kodaka momentem, w którym wizja Eastmana zaczęła zmieniać kulturę, a nie tylko technologię. Aparaty stały się lżejsze, tańsze i prostsze w obsłudze, a fotografia – elementem codzienności. Firma wprowadzała nowe modele kamer, rozwijała procesy wywoływania, otwierała własne laboratoria i punkty usługowe.
Dzięki masowej produkcji i innowacyjnym metodom marketingowym Kodak zdobył rynek, którego… nikt wcześniej nie widział. Fotografia przestała być eksperymentem dla techników, a stała się sposobem dokumentowania życia – rodzinnych spotkań, podróży, dziecięcych uśmiechów.
W tym okresie powstało pojęcie „Kodak moment” – metafora uchwycenia ulotnej, ważnej chwili. To nie była tylko marka. To był symbol emocji i wspomnień.
Równolegle Kodak działał jak sprawna maszyna przemysłowa. Firma inwestowała gigantyczne środki w badania chemiczne i optyczne, budowała fabryki i dystrybucję na całym świecie. Od aparatu po papier fotograficzny – każdy element łańcucha wartości był pod kontrolą jednego gracza.
To właśnie wtedy ugruntowano model biznesowy, który później stanie się błogosławieństwem… i przekleństwem. Podstawowa logika modelu biznesowego była prosta: aparat mógł być tańszy, bo prawdziwe pieniądze płynęły ze sprzedaży materiałów i usług. Była to wczesna wersja modelu, w którym podstawowy produkt sprzedaje się taniej, a prawdziwy zysk generują akcesoria i usługi niezbędne do jego używania. Czyli strategii, którą dziś perfekcyjnie wykorzystują największe firmy technologiczne.
Na przełomie wieków Kodak nie oferował tylko aparatów, a sposób przeżywania wspomnień. Gigant rósł w siłę i prestiż, umacniając w sobie przekonanie, że kontroluje rynek, którego nikt nie jest w stanie mu odebrać.
Lata 30.–60., czyli złota era technologicznego imperium
W połowie XX wieku Kodak był już nie tylko liderem rynku, a synonimem fotografii. W czasach, gdy większość firm wciąż walczyła o przetrwanie po Wielkim Kryzysie i wojnie, Kodak z rozmachem budował globalne imperium przemysłowe.
Firma miała własne laboratoria badawcze, fabryki chemiczne, sieci dystrybucji i punkty usługowe. Inwestowała w nowe emulsje światłoczułe, doskonaliła rolki filmowe i wszystko, co było potrzebne, aby świat mógł robić zdjęcia szybciej, taniej i lepiej. Powstawały kolejne linie produktów: filmy czarno-białe, kolorowe Kodak Kodachrome, taśmy filmowe dla Hollywood, aparaty dla amatorów i profesjonalistów, papier do odbitek, a nawet wyposażenie laboratoriów fotograficznych.
Fotografia weszła wówczas na stałe do kultury – album rodzinny stał się obowiązkowym elementem domu, a rodzinne zdjęcia z wakacji czy pierwsze ujęcia malucha w ramce były rytuałem. Korporacja pracowała jak perfekcyjna maszyna. Zyski były gigantyczne, a pozycja rynkowa praktycznie niepodważalna – Kodak kontrolował nawet 90% rynku filmów fotograficznych w USA. Marka stała się ikoną, symbolem prestiżu i nowoczesności.
Ale właśnie wtedy, gdy wszystko wyglądało idealnie, w firmie zaczęło kiełkować coś, co w przyszłości przerodzi się w problem: przekonanie, że świat zawsze będzie działał tak, jak dotąd. Kodak wiedział, że jest numerem jeden. Wiedział, że kontroluje rynek. I uwierzył, że nic tego nie zmieni.
Okres spektakularnych sukcesów krył w sobie zalążek przyszłej porażki. Innowatorów rzadko pokonuje rynek. Częściej robi to ich własna pewność, że są nie do ruszenia.
Pierwszy aparat cyfrowy i decyzja, która zmieniła historię
W 1975 roku inżynier Steven Sasson, młody elektronik pracujący w laboratoriach Kodaka, zbudował urządzenie, które mogło całkowicie odmienić przyszłość firmy – pierwszy aparat cyfrowy na świecie. Miał 3,6 kg, wykorzystywał przetwornik CCD, zapisywał obraz na kasetę magnetyczną i robił zdjęcia o rozdzielczości 0,01 megapiksela. Dzisiaj brzmi to jak muzealna ciekawostka, ale wtedy było rewolucją.
Sasson zaprezentował swój prototyp zarządowi, wzbudzając jednocześnie entuzjazm i obawę. Aparat cyfrowy był imponującą innowacją, ale nie pasował do modelu biznesowego, na którym Kodak budował potęgę, czyli sprzedaży filmów, chemii, papieru i usług wywoływania. Cyfrowa fotografia oznaczała ryzyko utraty tego źródła zysków, dlatego firma podjęła decyzję, by zatrzymać technologię w szufladzie i kontynuować dotychczasowy kurs.
Paradoks polegał na tym, że Kodak stworzył przyszłość, ale bał się ją uruchomić. Sukces analogowego biznesu stał się pułapką – wysokie marże i stabilne przychody utrudniły zmianę kierunku, nawet gdy było jasne, że cyfryzacja nadchodzi. Zamiast postawić na rozwój przełomowego rozwiązania, firma próbowała chronić istniejący model.
Ta decyzja nie przyniosła upadku od razu; technologia cyfrowa była rozwijana w tle, jednak zawsze ustępowała priorytetem tradycyjnym produktom. Dziś ten moment analizowany jest w szkołach biznesu na całym świecie jako przykład, jak łatwo innowator może przegrać, jeśli boi się zakłócić własny sukces.
Lata 90. – cyfrowa rewolucja i złudne poczucie nietykalności
W latach 90. świat zaczął gwałtownie przyspieszać. Komputery zaczęły trafiać do zwykłych domów, Internet dopiero raczkował, ale już było jasne, że technologia zmienia reguły gry. To właśnie wtedy cyfrowa fotografia zaczęła wychodzić z laboratoriów na rynek masowy. Sony, Canon, Nikon, Fuji – kolejni gracze inwestowali w nową erę obrazu.
Kodak wciąż był gigantem. Kontrolował rynek filmów fotograficznych, miał rozbudowaną sieć laboratoriów, potężne moce produkcyjne i markę, którą kochały miliony. I to właśnie ta siła stała się jego słabością. Firma widziała nadejście zmian, ale wierzyła, że ma czas. Że cyfrowe aparaty są ciekawostką. Że konsumenci jeszcze długo będą wracać do „prawdziwego filmu”.
Co więcej – Kodak sam inwestował w cyfrowe rozwiązania, tworzył sensory, oprogramowanie, patenty. Problem polegał na tym, że firma nie miała jasnej odpowiedzi na fundamentalne pytanie: jak na tym zarabiać?
Cyfrowa fotografia nie potrzebowała rolek filmu, papieru, chemii, laboratoriów. Ona niszczyła filary, na których Kodak zbudował swoje imperium. A zamiast odważnie przeorganizować biznes, Kodak próbował trzymać jedną nogę w nowej erze, a drugą w starej.
To klasyczny przykład „innowacyjnego dylematu”: im większy sukces masz w danej chwili, tym trudniej zaakceptować przyszłość, która ten sukces podważa.
W tym czasie konkurencja robiła jedno – szła naprzód bez sentymentów. Canon i Nikon budowały przewagę w lustrzankach cyfrowych, Sony stawiała na matryce i elektronikę użytkową, Fuji elastycznie reagowało na trendy i wchodziło w nowe obszary rynku.
Kodak wciąż generował ogromne zyski, ale zaczynała pojawiać się rysa. Cyfra rosła szybciej, niż ktokolwiek przewidywał. Pierwsze aparaty kompaktowe zdobywały fanów, a zdjęcia zaczynały żyć nie tylko na papierze, ale na ekranach komputerów.
Świat zaczął mówić zupełnie nowym językiem obrazu, a Kodak – wciąż pewny siebie – liczył, że zdąży wskoczyć do pędzącego pociągu w ostatniej chwili.
Ale ostatnia chwila w technologii przychodzi szybciej, niż się wydaje.

Lata 2000–2010: utrata przewagi i brutalna konfrontacja z cyfryzacją
Na początku XXI wieku Kodak wszedł w erę, w której cyfrowa fotografia przestała być ciekawostką – stała się nowym standardem. Aparaty kompaktowe zaczęły wypierać analogi ze sklepów, a konsumenci coraz częściej oglądali zdjęcia na komputerach zamiast drukować je w albumach.
Konkurencja rosła jak na drożdżach. Sony i Canon zdominowały segment cyfrówek. Pojawiały się pierwsze telefony z aparatami. Internet przyspieszał. Social media zaczynały redefiniować sposób, w jaki świat konsumuje obraz.
Kodak próbował reagować, ale zamiast podejść do transformacji z chirurgiczną precyzją, działał chaotycznie:
- wypuszczał aparaty cyfrowe, ale z małymi marżami,
- inwestował w drukarki domowe, wierząc, że ludzie będą nadal drukować zdjęcia,
- próbował ratować swoje laboratoria fotograficzne, choć świat przechodził na pamięć cyfrową i wyświetlacze,
- spóźniał się z usługami online, gdy pojawiały się platformy typu Flickr, Facebook i Instagram.
Firma miała innowacje, ale brakowało jej spójnej strategii. Zasadniczy problem był jeden: Kodak dalej myślał kategoriami filmu i papieru, zamiast myśleć kategoriami danych i ekranów.
Sprzedaż filmów spadła dramatycznie – w ciągu dekady o ponad 90%. Marże topniały. Przychody kurczyły się z roku na rok. A Kodak zamiast budować nową tożsamość, z każdym kwartałem tracił pozycję, którą budował przez sto lat.
W dodatku firma musiała utrzymywać ogromne fabryki, linie produkcyjne, zatrudnienie, sieć dystrybucji – kosztową strukturę zaprojektowaną do świata analogowego, która w cyfrowym była kulą u nogi.
Momentem symbolicznym było pojawienie się smartfonów. Pierwszy iPhone w 2007 roku pokazał, że fotografia nie tylko staje się cyfrowa – ona staje się mobilna, natychmiastowa i społecznościowa. Aparat przestał być osobnym urządzeniem. Stał się funkcją telefonu.
Dla Kodaka to był cios, którego nie dało się już zamortyzować. Firma desperacko szukała sposobu na utrzymanie się na powierzchni, a rynek uciekał coraz szybciej.
Gdy inni budowali przyszłość zdjęć online, Kodak wciąż próbował sprzedać światu… papier.
Rok 2012: bankructwo i koniec pewnej epoki
W styczniu 2012 roku wydarzyło się to, co jeszcze dekadę wcześniej wydawało się niewyobrażalne: Kodak złożył wniosek o ochronę przed wierzycielami w ramach Chapter 11 – procedury amerykańskiego prawa upadłościowego, która pozwala firmie kontynuować działalność, jednocześnie restrukturyzując zadłużenie i model biznesowy.
To nie było nagłe załamanie, lecz finał długiego procesu – konsekwencji lat strategicznych opóźnień, prób ratowania starego modelu przy jednoczesnym zbyt późnym inwestowaniu w nowy. Rynek cyfrowy wygrał, a Kodak w ostatniej chwili próbował gonić konkurencję, która już dawno go wyprzedziła.
W ramach restrukturyzacji firma:
- sprzedała część patentów fotograficznych (w pakiecie kupionym m.in. przez Apple, Microsoft i Google),
- odcięła najbardziej nierentowne segmenty,
- zrezygnowała z fotografii konsumenckiej jako kluczowego filaru,
- zamknęła duże części dawnego imperium produkcyjnego,
- zmniejszyła zatrudnienie o dziesiątki tysięcy osób.
To był głośny moment w historii biznesu – nie dlatego, że Kodak po prostu zbankrutował, ale dlatego, że upadł nie z powodu braku innowacji, tylko przez strach przed własną innowacją.
Dla wielu była to metafora ery przemysłowej: gigant, który mógł przewodzić w cyfrowej rewolucji, sam stał się jej ofiarą. I choć Kodak technicznie nie zniknął (firma przetrwała dzięki ochronie sądowej) to symbolicznie był to koniec epoki.
Restrukturyzacja, repozycjonowanie i budowa nowej przewagi
Po zakończeniu ochrony sądowej w 2013 roku Kodak był już zupełnie inną firmą niż ta, którą znał świat przez ponad sto lat. Przetrwał, ale z dawnego rozmachu pozostało niewiele. Z konsumenckiego giganta stał się wyspecjalizowaną firmą B2B, koncentrującą się na druku przemysłowym, materiałach chemicznych i rozwiązaniach dla poligrafii oraz opakowań. Produkty z logo Kodak nadal trafiają do sklepów, lecz w większości to efekt licencjonowania marki, czyli jeden z niewielu sposobów, by utrzymać jej rozpoznawalność wśród konsumentów.
Po restrukturyzacji firma skupiła się na niszach, w których wciąż miała doświadczenie i technologię, budując stabilność kosztem skali. Nie wróciła już do pozycji ikony fotografii, ale odnalazła się jako mniejszy, specjalistyczny gracz, świadomy, że druga szansa na globalną dominację już nie nadejdzie.
Medialna burza w trakcie pandemii Covid-19
W 2020 roku Kodak niespodziewanie ponownie znalazł się w centrum uwagi. W czasie pandemii amerykański rząd zapowiedział przyznanie firmie dużego finansowania na przestawienie części fabryk na produkcję składników farmaceutycznych, aby uniezależnić USA od zagranicznych dostaw leków. Przez chwilę wyglądało to na spektakularny powrót – akcje skoczyły o ponad 1000%, a nazwę Kodak znów kojarzono z innowacją i strategicznym znaczeniem.
Entuzjazm szybko jednak opadł. Pojawiły się wątpliwości dotyczące komunikacji projektu i możliwych nadużyć informacyjnych, a śledztwo SEC doprowadziło do zamrożenia finansowania. Planowane wejście w farmację okazało się krótkim epizodem, a nie początkiem nowego kierunku.
Historia ta pokazała, że choć Kodak wciąż dysponuje zapleczem przemysłowym i potencjałem do adaptacji, nie jest już graczem, który wyznacza kierunek zmian. Dziś raczej próbuje odnaleźć swoje miejsce w szybko zmieniającym się świecie technologii, niż go kształtować.
Jak wygląda Kodak dzisiaj?
Współczesny Kodak to już nie gigant konsumencki i nie marka, która dyktuje rytm fotografii. Dziś to znacznie mniejsza, przemysłowa firma technologiczna, nadal działająca, ale z dala od światła reflektorów. Produkuje systemy druku, materiały chemiczne, rozwiązania dla poligrafii i opakowań, a logo Kodak na aparatach czy drukarkach w marketach to przede wszystkim efekt licencjonowania brandu, a nie własnej produkcji.
Kodak istnieje, ale to zupełnie inna organizacja niż ta, która zbudowała emocjonalny alfabet współczesnego świata. Nie jest już symbolem innowacji, a raczej symbolem tego, jak niebezpieczna może być wiara, że przewaga jest wieczna. To firma, która „wynalazła przyszłość” i się jej przestraszyła. Która miała talent, finansowanie, technologię i czas, ale zabrakło jej odwagi i gotowości, by zburzyć własny model biznesowy, zanim zrobił to ktoś inny.
Kodak stał się metaforą zbyt późnej adaptacji. I przestrogą dla wszystkich firm, które wierzą, że sukces zabezpiecza je przed zmianą.

Łukasz Kazimierczak
Dyrektor Regionalny eFaktor
Opinia eksperta
Historia Kodaka to nie tylko opowieść o spektakularnym wzlocie i bolesnym upadku ikony fotografii. To przede wszystkim ostrzeżenie dla każdego przedsiębiorcy – bez względu na skalę działalności – że nawet największy sukces nie gwarantuje nieśmiertelności, jeśli firma nie nadąża za zmianami.
W eFaktor na co dzień współpracujemy z małymi i średnimi firmami, które muszą działać elastycznie i błyskawicznie reagować na zmieniające się otoczenie rynkowe. Wielu z naszych klientów zbudowało swoje przewagi właśnie dzięki odwadze w eksperymentowaniu z nowymi modelami działania, narzędziami i źródłami finansowania.
Kodak przegrał nie dlatego, że nie miał innowacji – wręcz przeciwnie, miał ich aż nadto. Ale zabrakło odwagi, by zburzyć własny model biznesowy i zastąpić go nowym. Dziś ta sama lekcja dotyczy tysięcy polskich firm. Czy będziesz firmą, która boi się „przyszłości”, bo zbyt mocno trzyma się „teraz”?
Chcesz dowiedzieć się więcej, skorzystaj z bezpłatnej konsultacji:












































