Ponad sto lat temu w większości cywilizowanych krajów świata wprowadzono 8-godzinny dzień pracy, o który środowiska robotników walczyły wcześniej przez 50 lat, kiedy ten postulat wygłoszono na kongresie związkowców w Baltimore. Czy w trzeciej dekadzie XXI wieku nadszedł czas na dalsze skracanie godzin spędzonych w pracy?
Jak pojawiła się 8-godzinna dniówka?
Czas pracy robotników w XIX wieku sięgał nawet 18 godzin dziennie, co wywoływało sprzeciwy. Do historii przeszły wydarzenia z 1 maja 1886 roku w Chicago, kiedy policja brutalnie spacyfikowała robotników domagających się skrócenia czasu pracy, a grupę protestujących skazano na śmierć lub dożywotnie więzienie. To właśnie do wydarzeń ze Stanów Zjednoczonych nawiązuje ustanowione na dzień 1 maja Święto Pracy, czyli Laobour Day, które lotem błyskawicy rozprzestrzeniło się na cały świat.
W skracaniu dnia pracy brylowała Oceania. W 1840 roku 8-godziny dzień pracy wprowadzono w Nowej Zelandii, a kilkanaście lat później w Australii w prowincji Nowa Południowa Walia. Brytyjski biznesmen i przedstawiciel socjalizmu utopijnego Robert Owen już na początku XIX wieku wprowadził zatrudnionym w swojej fabryce robotnikom 8-godzinny dzień pracy, choć w Wielkiej Brytanii jeszcze przez dziesiątki lat za standard uchodziła co najmniej 10-godzinna dniówka. Owen uważał, że dzień powinien dzielić się na trzy równe części, czyli 8 godzin snu, 8 godzin pracy i 8 godzin odpoczynku.
W Polsce 8-godzinny dzień pracy ustanowiono dekretem Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego 23.11.1918 roku, czyli w tym samym miesiącu kiedy Rzeczpospolita ponownie pojawiła się na mapach świata. Ta postępowa na ówczesne czasy regulacja dotyczyła wszystkich pracowników zakładów przemysłowych, górniczych, hutniczych, rzemieślniczych, komunikacyjnych, wodnych, a także przedsiębiorstw handlowych. W soboty pracownicy byli zobowiązani do 6 godzin pracy. Piłsudski, jak i spora część ówczesnej klasy politycznej – z różnych opcji, w tym endecy – wywodziła się z Polskiej Partii Socjalistycznej, więc ideę skrócenia dnia pracy popierali niemal wszyscy.
Podobnie Międzynarodowa Organizacja Pracy w 1919 roku wprowadziła maksymalny dzienny limit czasu pracy na 8 godzin, zaś 48 w całym tygodniu. I te zmiany sprzed wieku zachowały się w niemal niezmienionej formie do chwili obecnej.
Dyskusja
Tymczasem w ostatnich latach trwa intensywna dyskusja na temat skrócenia dnia lub tygodnia pracy. Naukowcy podnoszą argumenty za obcięciem ilości godzin w pracy podobne jak te sprzed 100 z górą lat, a mianowicie:
- większa wydajność i produktywność,
- rosnący poziom wynagrodzeń,
- wzrost gospodarczy,
W USA w XIX wieku w każdym tygodniu pracowano średnio około 60 godzin, obecnie to zaledwie 33 godziny, najkrócej pracuje się obecnie w Holandii, bo statystycznie zaledwie 27 godzin tygodniowo. Według raportów OECD czas pracy spada we wszystkich państwach rozwiniętych. W zestawieniu Polska zajmuje 4. miejsce wśród najdłużej spędzających czas na obowiązkach zawodowych po Chorwacji, Malcie i Rumunii, a najkrócej pracują Holendrzy, Duńczycy i Niemcy.
W dyskusjach eksperci podnoszą kolejne argumenty mówiące o konieczności dalszego skracania dnia pracy, wśród których najistotniejsze to:
- zastępowanie ludzi przez maszyny,
- rosnące bezrobocie,
- wysoka emisja dwutlenku węgla,
- niski dobrostan zapracowanych ludzi,
- przemęczenie i stres,
- konieczność opieki nad dziećmi i rodzicami,
- obowiązkowe kształcenie się,
- brak czasu wolnego.
Specjaliści nie zgadzają się jedynie co do tego, czy raczej należałoby pójść w kierunku skrócenia dniówki do 6 lub 7 godzin, czy też tygodnia pracy do 4 dni roboczych. Jednak co do tego, że na zarabianiu na chleb powinniśmy spędzać mniej czasu są dość jednomyślni.
Głosy polityków
Politycy, najczęściej lewicy, w niektórych krajach popierają skrócenie czasu pracy. Głosy takie pojawiają się w Australii, Norwegii, od blisko pół wieku dyskutuje się o tym w Szwecji.
Za ideą 6-godzinnego dnia pracy opowiada się m. in. fińska premier Sanna Marin, która przekonuje, że pandemia COVID-19 każe w nowy sposób spojrzeć na zaangażowanie zawodowe. O zbliżonym rozwiązaniu mówił fiński socjolog Paavo Seppänen jeszcze w 1967 roku. W Polsce najgłośniej za ograniczeniem czasu pracy do 7 godzin dziennie i 35 godzin tygodniowo opowiadają się politycy partii „Razem” wchodzącej w skład klubu „Lewicy” w parlamencie. Zdaniem Adriana Zandberga Polacy pracują zbyt długo, jednak nie przekłada się to na stan gospodarki. Lider największej partii opozycyjnej Donald Tusk zapowiedział z kolei „testowanie” skrócenia czasu pracy do czterech dni w tygodniu.
Co mówi nauka
Fińscy naukowcy w przygotowanych dla rządu raportach udowodnili, że krótszy czas pracy to wzrost produktywności, lepszy dobrostan psychiczny zatrudnionych, poprawa stanu zdrowia personelu i mniej absencji chorobowych. Badania w tej sprawie prowadzono także w 2014 roku na Uniwersytecie Stanforda, jednej z najbardziej renomowanych amerykańskich uczelni. Naukowcy z USA wykazali, że po 48 godzinach spada wydajność pracowników, sugerują że optymalna ilość pracy nie powinna przekraczać 35 godzin w tygodniu. Ponadto udowodnili, że kraje, gdzie praca trwa krócej, są wysoko w rankingach produktywności.
Z kolei ankieta przeprowadzona na próbie 2000 pracowników z Wielkiej Brytanii pokazała, że ludzie czują się produktywni przez zaledwie połowę czasu pracy, a skrócenie może motywować do bardziej efektywnego wykonywania obowiązków. Skupienie powinno się zwiększać, gdy człowiek dysponuje krótszym czasem, a mniejsze zmęczenie może zredukować liczbę popełnianych błędów. W Microsoft Japan po skróceniu czasu tygodnia do 4 dni roboczych produktywność podskoczyła o 40%!
Opór pracodawców
Opór krótszemu dniu pracy stawiają pracodawcy, którzy nie chcą płacić tych samych pieniędzy za mniej przepracowanych godzin, bo oznacza to po prostu wyższą stawkę godzinową. Podobnie są zawody, w których efektywność odgrywa mniejsze znaczenie, a pracownik po prostu musi być obecny na stanowisku jak w przypadku portiera, czy pielęgniarki. W takim wypadku managerowie albo musieliby zatrudnić więcej osób, albo wypłacać nadgodziny.
Szefowie firm nie chcą się także ugiąć przed wzrostem wpływu pracowników na miejsce pracy, a taki krótszy dzień, mógłby zwiastować, że wahadło przechyli się na stronę personelu. Choć w świecie, gdzie zwinne zarządzania sprawdza się lepiej niż bezmyślne wykonywanie zadań, to jednak jeszcze wielu managerów nie dokonało jeszcze w sobie odpowiedniej zmiany mentalnej i zwyczajnie lubią kontrolować swoich podwładnych. Łatwiej też policzyć godziny, niż próbować analizować efektywność działania.
Praca zdalna
Dość podobne strachy pojawiały się w związku rozpowszechnieniem się pracy zdalnej w pandemii. Szefowie firm zastanawiali się czy ich podwładni pozbawieni pańskiego oka, będą rzetelnie wykonywać codzienne obowiązki. Obawy okazały się płonne, a personel w domowych pieleszach często wykazywał się wyższą wydajnością. Jednym z powodów z pewnością było mniejsze zmęczenie, bo ludzie przestali marnować czas na dojazd i stanie korkach.
Efektywność
Nie jesteśmy w stanie utrzymać stanu pełnej gotowości przez całe 8 godzin. Autorka książki „Nic nie rób: jak oderwać się od przepracowania i życia poniżej normy” Celeste Headlee przekonuje:
Kiedy próbujesz zmusić swój mózg do zbyt długiego skupienia, zobaczysz naprawdę malejące dochody i skończysz w wypaleniu. Będziesz popełniał więcej błędów, będziesz mniej innowacyjny, przegapisz różne rzeczy. A to sprawia, że jesteś mniej wydajny. Badana pokazują, że dzienna produktywność w oscyluje w okolicach 5 godzin, resztę czasu pracownicy spędzają na przeglądaniu mediów społecznościowych, piciu herbaty czy kawy, plotkowaniu, a nawet szukaniu innej pracy.
Równowaga
Sześciogodzinny dzień pracy może gwarantować lepszą równowagę pomiędzy życiem zawodowym i sprawami prywatnymi, a także lepsze samopoczucie psychiczne. To ważne szczególnie dla najmłodszego pokolenia, które nie chce życia kojarzyć się z harówką. To pewnie jeden z powodów, dla których najmłodsi nie chcą przejmować biznesów po swoich rodzicach, czy dziadkach, bo rodzinna firma to często praca od świtu do późnego wieczora. Nieco ponad 6% młodych osób chce podjąć się takiej sukcesji i kontynuować rodzinną działalność gospodarczą.
Międzynarodowa korporacja może spełnić wymagania w zakresie ograniczenia czasu przeznaczonego na sprawy zawodowe. Choć dla wielu firm skrócenie czasu pracy do 6 godzin, czy 4 dni w tygodniu bywa wciąż postrzegane jako kontrowersyjne, to może z czasem uda się przełamać to nastawienie. W małej firmie nie ma na to szans.
Minusy
Minusem skracania czasu pracy może być jednak presja na szybkie wykonywanie zadań oraz konieczność zatrudnienia nowych osób w części zawodów. W dobie rosnących cen może się okazać, że wolne okienko niektórzy wypełnią zajęciem zapewniającym dodatkowe źródło dochodu. Pytanie zatem, czy pracownicy faktycznie wykorzystają wolny czas na odpoczynek, rodzinę i hobby, czy wpadną w wir kolejnych zajęć.
Nadto koncepcja 8-godzinnego dnia pracy przez ostatnie sto lat mocno zakorzeniła się w społeczeństwie i ludziom trudno przestawić zwrotnicę myślenia. W końcu tak pracowali rodzice i dziadkowie.
Zastąpią nas roboty?
Rosnące znaczenie robotów i sztucznej inteligencji, które zastąpią nas w wielu zawodach, każe się zastanowić nad tym, czy faktycznie pracy wystarczy dla wszystkich i co z tymi osobami, których nowe technologie wyeliminują z rynku pracy. Czy uda się dla nich stworzyć inne, przynoszące dochód stanowiska? A może mniejszą ilość pracy wykonywanej przez ludzi, trzeba będzie zwyczajnie podzielić, by wszyscy mieli z czego żyć i nie musieli zejść na ciemną stronę mocy, aby przetrwać.
Wielu ekspertów twierdzi, że koszty 6-godzinnego, czy 4-dniowego dnia pracy mogą być na ten moment nie do udźwignięcia przez gospodarkę. Warto jednak spojrzeć na problem bardziej holistycznie, czyli od strony ogólnych kosztów społecznych i finansowych. Nie ma też co ukrywać, że obciążeń mogą też zwyczajnie nie unieść niektóre małe lokalne firmy.
Pragmatyka nie ideologia
Do skrócenia czasu lepiej podejść pragmatycznie, niż ideologicznie. Od ponad 100 lat w większości pracujemy w trybie ośmiogodzinnym i czterdziestu godzin w tygodniu. Warto uzmysłowić sobie, że przez ostatnie stulecie technologicznie sporo się zmieniło, więc nie musimy aż tak ogromnej części życia poświęcać na sprawy zawodowe.
Rozwiązania, które dobrze sprawdzały się tuż po dobie rewolucji przemysłowej, niekoniecznie przystają do potrzeb pracowników oraz biznesu w trzeciej dekadzie XXI wieku. Rzeczy postępowe przed drugą wojną światową, obecnie można uznać za relikt, który nie do końca przystaje do idei zwinnego zarządzania. W końcu nie chodzi o ilość czasu spędzanego za biurkiem, czy z łopatą w dłoni, ważne czy zatrudnieni uczciwie i rzetelnie wypełniają swoje obowiązki. Może lepiej po prostu pracować mniej, a bardziej efektywnie. Wszystkim, w tym gospodarce, wyjdzie to na dobre.