Badania dowodzą, że rączka sklepowego wózka jest siedliskiem szerszej palety zarazków niż publiczna toaleta. W zachowaniu higieny nie pomagają nieostre przepisy prawa żywnościowego oraz niechlujstwo pracowników i klientów marketów. Sytuację poprawiła pandemia, podczas której higiena i dezynfekcja stała się najważniejszym narzędziem do utrzymania obecnych i pozyskania nowych klientów. Niestety nie trwało to długo i wiele placówek handlowych zdołało już wrócić do złych nawyków.
Amerykańscy naukowcy na ponad połowie sklepowych wózków należących do największych sieci detalicznych znaleźli: ślady śliny, śluzu, moczu, fekaliów, krwi i soków z surowego mięsa, a także bakterie salmonelli i E.coli.
Takiego spektrum zarazków nie spotkamy nawet w toalecie supermarketu
– skomentował nadzorujący badania mikrobiolog prof. Charles Gerba. W jego ocenie wyniki uzyskane przez jego zespół mogą wyjaśnić wcześniejsze analizy, które wykazały, że u dzieci wożonych przez rodziców w sklepowych wózkach częściej niż u innych rozwijają się zakażenia wywołane przez bakterie salmonelli.
Podobne wnioski przedstawił warszawski sanepid. W próbkach pobranych z wózków wykryto groźne drobnoustroje, gronkowca, a nawet… jaja pasożytów odzwierzęcych. Oznacza to, że zwykłe zakupy mogą się zakończyć poważnym zatruciem, albo długotrwałym i trudnym do wyleczenia zakażeniem.
Poznań liderem, Gdańsk outsiderem
Zespół badawczo-analityczny firmy PSG Polska we współpracy z Centrum Badań Mikrobiologicznych i Autoszczepionek z Krakowa przeprowadził badanie w 10 największych miastach Polski polegające na analizie bakteriologicznej 5 wybranych miejsc, z którymi mamy najczęstszy kontakt niemal każdego dnia. Chodzi o: bankomaty, poręcze w komunikacji miejskiej, klamki w galeriach handlowych, poręcze na dworcach PKP oraz wózki w sklepach spożywczych. Okazało się, że te ostatnie najdokładniej zdezynfekowane są w Poznaniu, Katowicach i Łodzi. Na przeciwległym biegunie znalazły się Gdańsk, Białystok i Bydgoszcz. Średnia liczba bakterii znaleziona na przebadanych rączkach wózków sklepowych wyniosła 608, co w rankingu najbrudniejszych powierzchni daje trzecią pozycję – gorzej wypadły tylko dworce kolejowe i komunikacja miejska.
Największe polskie miasta z najlepiej zdezynfekowanymi wózkami w sklepach spożywczych*
Największe polskie miasta: rodzaje bakterii znalezionych na wózkach w sklepach spożywczych
Klienci też nie są święci
W wielu sklepach samoobsługowych codziennie można natknąć się na rodziny lub samotnych opiekunów z dziećmi wsadzonymi do środka wózka sklepowego. Często są to dzieci chodzące, a nawet w wieku szkolnym. Siedzą lub leżą na produktach żywnościowych, które wkładają do tego samego wózka ich rodzice. Niektóre pociechy są tak duże, że zajmują większość przestrzeni „pojazdu”. Ubłocone buty ocierają o wystające z worków świeże pieczywo, owoce, warzywa, surowe mięso… Bezmyślność w czystej postaci, ale i brak szacunku dla innych klientów, którzy będą używać tego samego wózka po nich.
Ostatnio personel i ochroniarze w sklepach wielkopowierzchniowych są bardziej wyczuleni na takie przypadki. Jeżeli zauważą kogoś kto używa wózka niezgodnie z jego przeznaczeniem, mają pełne prawo zwrócić mu uwagę. W wielu hipermarketach, supermarketach i dyskontach przy wejściu na salę sprzedaży pojawiły się, mające prewencyjny charakter, tabliczki z napisem: „Szanowni Klienci, z przyczyn higienicznych oraz bezpieczeństwa prosimy o niesadzanie dzieci do wózków zakupowych”.
Pandemia pomogła. Na chwilę
Covid-19 skierował uwagę konsumentów na higienę, dezynfekcję i poczucie bezpieczeństwa w trakcie robienia zakupów. Cena zeszła na dalszy plan, a klienci zaczęli łukiem omijać te placówki, które z czystością miały na bakier.
Trzeba przyznać, że handel stanął w tym trudnym czasie na wysokości zadania. W sklepach pojawiły się przegrody z pleksi, środki dezynfekujące, pilnowano wprowadzonych limitów klientów oraz zachowywania dystansu, zachęcano do płacenia kartą.
Od wybuchu pandemii 19 w marcu 2020 roku do czerwca 2021 roku sieci zrzeszone w Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji wydały na walkę z epidemią ponad 420 mln zł, z czego 90 proc. stanowią wydatki poniesione na wdrożenie reżimu sanitarnego
– informują przedstawiciele POHiD. Dziś pandemia mało kogo już interesuje i, niestety, wracają stare nawyki – także w zakresie czystości wózków.
Kuriozalne przepisy nie pomagają
Stan czystości sklepów, a więc również wózków i koszyków, kontrolują przedstawiciele poszczególnych powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Działają w oparciu m.in. o przepisy europejskie, a w szczególności o Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady nr 852/2004 z 29 kwietnia 2004 roku w sprawie higieny środków spożywczych. Wynika z niego, że „przedsiębiorstwa sektora spożywczego na całym etapie produkcji, przetwarzania i dystrybucji żywności (…) deklarują spełnianie odpowiednich wymogów higieny”. Tylko czym są „odpowiednie wymogi higieny”?
Podobnych nieostrych, a nawet kuriozalnych regulacji jest więcej. Można się z nich dowiedzieć (za duże słowo), że koszyki i wózki „powinny być czyszczone oraz w miarę potrzeby dezynfekowane” oraz, że „czyszczenie i dezynfekowanie musi odbywać się z częstotliwością zapewniającą zapobieganie (…) ryzyku zanieczyszczenia” (sic!). Właściciele sklepów powinni też „stale kontrolować stan czystości wózków i koszyków oraz dokumentować, że proces mycia jest przeprowadzany w sposób skuteczny”. Ale jak? A więc znów – niby jest przepis, a jakby go nie było… Co w takiej sytuacji ma zrobić właściciel czy kierownik sklepu?
Bezzębni kontrolerzy
W stołecznej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej poinformowano mnie, że sieci handlowe w zasadzie nie mają sztywno narzuconego sposobu i częstotliwości mycia wózków. Mają za to obowiązek stworzenia procedur i instrukcji z zakresu dobrej praktyki higienicznej, w których powinna zostać uregulowana m.in. ta kwestia. Inspektorzy sanepidu pojawiają się (niestety z rzadka z powodu braków kadrowych) w supermarketach z niezapowiedzianymi kontrolami. Nie powoduje to jednak u właścicieli czy kierowników takich placówek o mocniejszego bicia serca, bo kontrolerzy nie mają odpowiednich narzędzi.
Za nieprzestrzeganie wymagań higienicznych sklep może zostać bowiem ukarany grzywną w maksymalnej wysokości… 1 tys. zł.
Wolą zapłacić mandat
Pamiętam jak kilka lat temu pewien polski przedsiębiorca opatentował dezynfekującą myjkę do wózków sklepowych własnej konstrukcji. To krótki, kompaktowy tunel, w którym zamontowane dysze spryskują wózek w kilku płaszczyznach. Do podłączenia maszyny wystarczy utwardzony plac z ujęciem wody i dostępem do ujścia kanalizacyjnego.
Wynalazca chciał zainteresować swoim urządzeniem super- i hipermarkety. Obdzwonił ponad 30 central polskich i zagranicznych sieci – odpowiedź przyszła od dwóch (zagranicznych). W jednej zapytali o cenę, i na tym korespondencja się urwała, w drugiej powiedzieli, że się odezwą (i zamilkli). Cała reszta nie chciała rozmawiać. Prawdopodobnie barierą okazała się cena, chociaż 12 tys. zł netto to nie jest dla sklepu wielkopowierzchniowego jakaś bajońska suma.
A może z higieną, komfortem, a często również z bezpieczeństwem czy zdrowiem klientów wygrała zimna kalkulacja: skoro sanepid przychodzi z kontrolą przeciętnie co dwa lata, jednorazowo za brudne wózki może wlepić tysiąc złotych, to nie ma sensu wydawać na myjkę 12 tys., skoro „zwróci się” ona dopiero za ćwierć wieku – lepiej zapłacić tysiaka za dwa lata spokoju…
Fot. Materiały prasowe
Czytaj także:
Ile Polacy wydają na prezenty?
Jakie prezenty możesz odliczyć od podatku?
Najlepsze książki na prezent dla przedsiębiorcy