Polska, jak i cała Europa mierzy się z kilkoma kryzysami, które generują największe rozchwianie gospodarek od wielu lat. Powoduje to masowe podwyżki cen surowców, energii i prawie wszystkich artykułów. W debacie publicznej dominuje temat pochodzenia i sposobu zwalczania inflacji. Przedstawiciele władzy przekonują z kolei, że sytuacja jest skutkiem decyzji prezydenta Rosji. Warto zatem postawić pytanie, czy faktycznie mamy do czynienia z „Putinflacją”?
Inflacja i jej aktualny poziom
Ceny poszczególnych towarów i usług ulegają zmianom i nie jest to nic niezwykłego. Termin inflacja odnosi się jednak do powszechnego wzrostu cen dóbr, co wiąże się ze zmniejszeniem siły nabywczej pieniądza, występuje więc sytuacja kiedy za tę samą kwotę na rynku detalicznym z roku na rok można kupić coraz mniej.
Spirala inflacyjna nakręca się na całym kontynencie, co jest w wysokim stopniu skutkiem rosyjskiej agresji i pandemii. Z miesiąca na miesiąc współczynnik inflacyjny wzrasta, a co gorsza ten trend jest trwały. Wysoka inflacja stanowi duże zagrożenie dla całej gospodarki. Według badań Polacy w swoich działaniach nigdy nie wykazywali takiej chęci do oszczędzania jak obecnie, a przedsiębiorcy jeszcze nigdy tak mocno nie musieli szukać obszarów do redukcji kosztów. Bieżące wydatki muszą być zmniejszane, pojawiają się ograniczenia zatrudnienia i przesunięcia planowanych inwestycji. Poziom inflacji rośnie w Polsce z miesiąca na miesiąc, a zatrzymanie tego wzrostu powinno być priorytetowym zadaniem gospodarczym rządu.
Wskaźnik cen konsumpcyjnych, który jest miarą inflacji, wyniósł we wrześniu tego roku 17,2%. To więcej niż prognozowali ekonomiści, którzy często wskazywali wartość około 16,5%. Problem stanowi natomiast nie tylko sama wartość, ale także dynamika tego wzrostu. W stosunku do danych sierpniowych CPI (Consumer Price Index – wskaźnik zmiany cen) wrósł aż o 1,6%. Jest to największa różnica od 5 miesięcy, co może pokazywać, że inflacja przestała hamować. Dodatkowy szkopuł to etap rozwoju, bowiem obecny poziom to prawdopodobnie jeszcze nie wartość szczytowa. Wbrew przewidywaniom wielu specjalistów, spodziewane maksimum inflacji jeszcze nie zostało osiągnięte.
Czynniki wywołujące wysoką inflację
Przyczyn występowania zjawiska jest wiele. Najczęściej można się ich dopatrywać w nagłym, znaczącym wzroście kosztów produkcji, wadliwej strukturze gospodarki krajowej, zbyt dużej ilości pieniądza w gospodarce (nadmierna emisja), wzroście zagregowanego popytu lub niezrównoważonym budżecie. Jedno z kryteriów podziału czynników to ich pochodzenie, tutaj wyróżniamy wewnętrzne i zewnętrzne. W Polsce przetacza się dyskusja dotycząca właśnie pochodzenia wzrostu cen.
Część polityków oraz komentatorów przekonuje, że wysoki poziom inflacji w ostatnich czasie jest spowodowany głównie czynnikami zewnętrznymi. Wskazuje się na globalne ceny energii i paliw, niedobory rynku żywnościowego, sankcje nałożone na potentatów surowcowych, zerwane globalne łańcuchy dostaw oraz działania wojenne. Problemy logistyczne są skutkiem głównie Pandemii Covid-19 oraz nakładaniem nowych obostrzeń w Chinach i krajach Azji.
Jest także jednak druga grupa – w swoich publikacjach i wypowiedziach na temat przyczyn inflacji w Polsce politycy i eksperci związani z opozycją zwracają również uwagę na czynniki wewnętrzne. Według nich źródło wzrostu cen stanowi nadmierna emisja pieniądza przez Narodowy Bank Polski, rozszerzone programy świadczeń socjalnych, jak program 500 plus, czy tarcze ochronne, brak dostosowania struktury gospodarki do aktualnych realiów i ustalenie nieprawidłowych relacji gospodarczych pomiędzy popytem i podażą.
Warto mieć na uwadze, analizując wypowiedzi każdej ze stron, że akcentowane czynniki inflacjogenne są podyktowane położeniem politycznym, a niekoniecznie racjonalną i przede wszystkim obiektywną oceną zaistniałej sytuacji rynkowej.
Czy gdyby nie rosyjska agresja i jej następstwa inflacji by nie było?
Oczywistym jest, że rządzący nie chcą być postrzegani jako odpowiedzialni za wysoki wzrost cen. Na potrzeby zasugerowania przyczyn podwyżek powstał termin „Putinflacja”, który wskazuje, że wynikają one wyłącznie z rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wyrażenie szczególnie często pojawia się w telewizji publicznej oraz wypowiedziach przedstawicieli rządu. Faktycznie, znaczna część obecnego przyrostu jest skutkiem polityki Federacji Rosyjskiej. Jednak na pewno nie jest to jedyne źródło obecnej sytuacji. By to stwierdzić należy zapoznać się z wcześniejszymi wartościami inflacji. Tendencja jest tutaj jednoznaczna, inflacja wzrastała długo przed rozpoczęciem wojny 24 lutego 2022 roku. Pozostaje jednak pytanie, jaki byłby stan rzeczy, gdyby nie uwzględniać cen energii i żywności, bo to za nimi stoi działalność polityczna Władimira Putina. Do sprawdzenia trwałości stosuje się wskaźnik inflacji bazowej, której wartość pokazuje stan po odliczeniu dwóch najbardziej podatnych na gwałtowne skoki komponentów – energii i żywności. Liczba ta może wskazać poziom bazowy, czyli część, za którą Putin nie jest odpowiedzialny lub jest, ale w bardzo ograniczonym zakresie. W pierwszym pełnym miesiącu po rozpoczęciu agresji, tj. marcu było to już 6,7%, czyli ponad połowa całego wskaźnika.
W podobnych rozważaniach podejmuje się również próby kalkulacji na przestrzeni ostatnich miesięcy. Wynika z nich, że „Putinflacja” to tak naprawdę około 40% całkowitego indeksu. Niemniej na długo zanim kraje zachodnie zaczęły nakładać na Rosję sankcje, trwała już ekonomiczna wojna z Zachodem i przygotowania do inwazji na Ukrainę. W połowie poprzedniego roku rozpoczęło się stosowanie presji kosztowej. Ograniczone dostawy gazu na rynki europejskie nie pozostało bez wpływu na ceny towarów oraz usług w trzecim i czwartym kwartale 2021 roku. Widoczny wpływ agresywnej polityki rosyjskiej jest widoczny więc w podwyżkach nośników energii, czy w dobrach produkowanych z dużym udziałem prądu i gazu. Jednak po odjęciu czynników geopolitycznych, inflacja i tak wynosiłaby około 6% i utrzymywała się na podobnym poziomie przez kilka kolejnych miesięcy, co stanowi ponad dwukrotne przekroczenie zakładanego przez Narodowy Bank Polski progu inflacyjnego, wynoszącego 2,5%.
Transfery socjalne na poziomie 18% PKB
Często podkreślanym przez niektórych czynnikiem wewnętrznym, wpływającym na inflację są programy pomocowe. Inni twierdzą, że w tym momencie ich oddziaływanie na sytuację rynkową jest pomijalne, jednak gdyby były one skromniejsze i dostosowane w sposób przemyślany, gospodarka lepiej radziłaby sobie z kryzysem. W ubiegłym roku przeznaczono na nie prawie 470 mld zł. Jest to aż 18% całego PKB (Produkt Krajowy Brutto). Zdecydowana większość, bo 419 mld zł to świadczenia pieniężne. Dla porównania, w tym samym czasie na w inwestycje publiczne przewidziano czterokrotnie mniej środków. By jeszcze bardziej uwydatnić skalę obciążenia – wydatki na edukację i ochronę zdrowia to mniej niż 5,5 % naszego PKB.
Najwyższymi wydatkami są emerytury i renty. Same dodatkowe świadczenia, czyli 13. i 14. emerytura to wydatek ponad 22 mld zł. Do tego dochodzą programy, jak 500 plus (obciążenie 40 mld zł w ubiegłym roku), świadczenia rodzinne, opiekuńcze, renta socjalna itp. Niestety na część wydatków socjalnych konieczne jest zaciąganie nowych zobowiązań i emisja obligacji. Należy mieć na uwadze, że stale rosną koszty obsługi długu publicznego. W przyszłym roku prawdopodobnie same odsetki będą oscylować w granicach 70 mld zł.
Przeciąganie liny, czyli polityka monetarna a fiskalna
Polityka monetarna (nazywana również pieniężną) jest rodzajem działalności państwowej w dziedzinie gospodarki. Działalności niezwykle istotnej z punktu widzenia ekonomicznego, ponieważ odpowiada za utrzymanie inflacji na odpowiednim poziomie. Polityka pieniężna powinna być kształtowana w ten sposób by zapewniać stabilność cen. Z kolei polityka fiskalna to działania modelujące budżet państwa. Dotyczą takich kwestii, jak polityka podatkowa, finansowanie deficytu i zarządzanie nadwyżką oraz wydatki budżetowe. Są one determinowane poprzez szereg decyzji wydawanych przez organy rządowe a ich przeznaczeniem jest zaspokojenie popytu na pieniądz.
Polityka monetarna i fiskalna są jednakże prowadzone w sposób, który powoduje, że ze sobą kolidują. Podczas gdy Rada Polityki Pieniężnej w dość radykalny sposób podnosi stopy procentowe, Rząd nie redukuje transferów socjalnych, co w konsekwencji przyczynia się do przeniesienia kosztów inflacji na ludzi pracujących. W ten sposób rosną równocześnie koszty cen towarów, usług i raty kredytów. Programy socjalne zostały rozbudowane na tyle szeroko, że wycofanie się z nich jest po prostu niemożliwe z politycznego punktu widzenia i będą one raczej stale rozszerzane. Szczególnie, biorąc pod uwagę kalendarz wyborczy nie można oczekiwać zmiany tego stanowiska. To słusznie wzmaga obawy o scenariusze rozwoju inflacji, z których najgroźniejszym jest ten stagflacyjny.