Stanisław Ignacy Witkiewicz – artysta totalny – autor teatralnych sztuk, fotograf, malarz, performer i filozof. Choć o Witkacym nie sposób powiedzieć, że za życia przymierał głodem, to czy w obecnych czasach do jego sejfu trafiałyby miliony? Za ile dziś sprzedają się obrazy, rysunki, a nawet fotografie tego ikonicznego zakopiańskiego twórcy?
Artysta totalny
Sztuka oplatała żywot Stanisława Ignacego Witkiewicza od szczenięcych lat. W tym kierunku pchał go ojciec, jeden z najwybitniejszych twórców swojej epoki. Witkiewicz senior to malarz, architekt, pisarz, znany przede wszystkim jako kreator zakopiańskiego stylu, głównie w projektowaniu budowli inspirowanych podhalańską sztuką ludową.
W artystyczna drogę mały Staś wyruszył trzymany na rękach przez matkę chrzestną – najznamienitszą aktorkę polską XIX wieku Helenę Modrzejewską oraz ojca chrzestnego – legendarnego góralskiego gawędziarza i przewodnika, zwanego przez Witkiewicza seniora „Homerem Tatr” – Sabałę. Choć owo trzymanie obrało wymiar czysto metaforyczny, bo chłopak w chwili chrztu dobiegał 6. roku życia, to oznaczało symboliczne jego narodziny jako człowieka sztuki. Już z tego okresu pochodzą bowiem pierwsze oryginalne próby malarskie małego Staszka – „Żołnierzyk”, „Jeździec w mundurze”, „Karty dla babuni” oraz „Portret chłopca”.
Witkacy nie doświadczył standardowej szkoły. Ojciec zadbał o naukę domową, uważając że szkoła masowa zaszkodzi indywidualizmowi syna. Witkiewicz senior chętnie uczył swojego potomka malarstwa, a matka dawała chłopcu lekcje muzyki. Kształcenie młodego Witkaca często wspierali profesorowie uniwersytetów oraz wybitni artyści. Toteż Stanisław junior bez problemu podszedł eksternistycznie do matury, którą zdał we Lwowie. Następnie kształcił się w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pod okiem Jana Stanisławskiego, a następnie Józefa Mehoffera. Podróżował do Francji, gdzie u Władysława Śliwińskiego zachwycił się postimpresjonistycznym, barwnym, opartym o symbolizm i syntetyzm malarstwem Paula Gauguina. Początkujący artysta pozostawał jednocześnie pod wpływem sztuki Młodej Polski oraz lubił również wzorować się na stylu ekspresjonisty Edvarda Muncha.
Jako nowicjusza, pochłonęło go malowanie tatrzańskich pejzaży w cyklu „Przedwiośnie”. Nieco później w jego artystycznym portfolio pojawiły się pierwsze, rysowane węglem portrety, które przedstawiały modeli w groteskowej, zdeformowanej, demonicznej stylistyce. Uważał Witkiewicz junior, że w sztuce najważniejszy pozostaje styl, czysta forma, która wyróżnia osobowość artysty, jego metafizyczny niepokój. Tworzył też fantazyjne kompozycje postaci ludzkich i zwierzęcych, kłębiące się w przestrzeni jego artystycznych wizji.
Ile namalował Witkacy?
Na koncie tego artysty odnajdziemy tysiące prac. W katalogu jego dzieł malarskich przygotowanym przez Irenę Jakimowicz i Annę Żakiewicz, autorki wymieniają 3073 wytwory pędzla Stanisława Ignacego Witkiewicza. Trzeba jednak zaznaczyć, że znaczna część spuścizny malarskiej przepadła w okresie II wojny światowej, sporo uległo zniszczeniu, a niektóre prace odnajdują się co jakiś czas na aukcjach w różnych miejscach świata. Bywa, że jego dorobek odkrywają muzea i galerie na całym świecie podczas digitalizacji zbiorów.
Najpopularniejszą, preferowaną przez Witkiewicza formą sztuki był portret, któremu całkowicie poświęcił się po 1925 roku. Zresztą artysta prowadził w Zakopanem własną firmę portretową sprzedającą mnóstwo prac. Na początku lat 30tych Witkacy ogłosił ukończenie okrągłej liczby 5000 portretów, a wiadomo, że do końca życia stworzył ich jeszcze co najmniej tysiąc.
Przypuszcza się, że łącznie spod jego rąk wyszło około 8000 rysunków i obrazów.
Klient musi być zadowolony. Nieporozumienia wykluczone.
Powyższe hasło to – powiedzielibyśmy współcześnie – misja „Firmy Portretowej S. I. Witkiewicz”. Czy jednak motto odzwierciedlało nieco banalne „Nasz klient – nasz pan”? Nic z tych rzeczy. To bardziej oryginalne, kreatywne ugryzienie tematu, bo to Witkacy miał ostatnie słowo, co do wykonania portretu, na co wprost wskazywał Regulamin „Firmy Portretowej”.
Wykluczona a b s o l u t n i e jest wszelka krytyka ze strony klienta. Portret może się klientowi nie podobać, ale firma nie może dopuścić do najskromniejszych nawet uwag, bez swego specjalnego upoważnienia. Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby już dawno zwariować.
Czasem autor tworzył trzy wersje, a klient miał prawo wybrać jedną z nich. Rozmowa w trakcie procesu twórczego wydawała się wręcz niemożliwym zagadnieniem.
Niedozwolone jest pytanie się firmy o jej zdanie o wykonanym portrecie, jako też wszelkie rozmowy na temat rysunku znajdującego się w robocie.
Regulamin „Firmy Portretowej” zapewniał:
Gwarancją klienta jest to, że firma we własnym interesie nie wypuszcza utworów mogących popsuć jej markę.
Może więc ten precyzyjny Regulamin budował się tak, że klient zwyczajnie nie miał wyjścia i po prostu musiał wyjść z pracowni Witkacego ukontentowany, bo jak nie to tylko gorzej dla klienta.
Dla ułatwienia w Regulaminie odnajdujemy też kilka kategorii portretów, jakie mogą opuścić atelier S. I. Witkiewicza. Witkacy opisał je w pięciu podstawowych typach konwencji – od A do E. Poszczególne litery odpowiadały stylowi w jaki Mistrz uwieczniał wizerunek. I tak choćby „A” oznaczało, że „osoba portretowana była przedstawiona bardzo dokładnie, bez przerysowań, bez cienia karykatury, jedynie tło portretów typu A było bardzo fantastyczne”, zaś „B” już „podkreślało charakterystyczne cechy” fizjonomii. Z kolei serią „C” i „D” artysta honorował przyjaciół uwiecznianych podczas spotkań towarzyskich, z tym że „C” Witkacy tworzył po wpływem narkotyków. Z kolei typ „E” charakteryzował się nadaniem urodzie modela subtelności oraz podkreśleniu jego piękna.
Szybujące ceny
A jak dziś kształtują się ceny dzieł zakopiańskiego artysty wystawiane na aukcjach? Na portalu onebid.pl, gdzie widnieje ponad 50 obrazów Witkacego (głównie portretów) ceny wahają od „skromnych” 36 tysięcy złotych za mały szkic (6,5 cm x 17 cm) „Pocałunek latającej ryby w szklanej kuli” aż do ponad 1 miliona złotych za „Portret Ireny Wiedyskiewicz-Polniakowej na tle egzotycznego pejzażu” o sporo większej powierzchni (119×98 cm). Obraz, gdzie artysta ukazał modelkę w zaprojektowanej przez siebie bajkowo-wschodniej tunice, zdobionej cekinami i koralikami, osiągnął niespotykanie rekordową na polskim rynku sztuki wartość.
Z reguły jednak rysunki artysty na wspomnianym wyżej portalu aukcyjnym mieszczą się w przedziale 100-300 tysięcy złotych. Podobne ceny znajdziemy też na stronie sztuka.agraart.pl, z których jedną w najwyższych cen – 355 tysięcy złotych – osiągnął „Portret Janiny (Inki) Leszczyńskiej, z domu Turowskiej”, w której Stanisław Ignacy się podkochiwał. Zawrotną sumę 270 tysięcy złotych uzyskał także „Portret Zofii z Minkiewiczów Glassowej” z 1930 roku, żony jego przyjaciela, znanego matematyka Stefana Glassa.
Na stronie desy.pl nie ma aktualnych obrazów Witkacego, a te które się sprzedały opiewały na sumy od kilkudziesięciu tysięcy (nawet poniżej 30 tysięcy, te najtańsze) do 160 tysięcy za „Spotkanie z jednorogiem w Górach Skalistych” z 1920 roku, czyli sprzed ery masowego tworzenia portretów. Kilka lat temu na jednej z aukcji autoportret Mistrza wykonany węglem sprzedano na aukcji za kwotę ponad pół miliona złotych, gdzie cenę wywoławczą licytujący podbili o ponad 400 tysięcy złotych. Powodzeniem cieszą się także wczesne dzieła artysty. Jeden z tatrzańskich pejzaży „Hińczowe Stawy” z 1907 roku dom aukcyjny wystawił w kwocie wywoławczej 250 tysięcy złotych. Obrazy zazwyczaj posiadają ekspertyzę znawców sztuki malarskiej Witkacego, ponieważ zdarzało się, że natrafiano na falsyfikaty dzieł mistrza.
Stanisław zajmował się także fotografią. Jedno z wykonanych przez niego zdjęć „Potwór z Dusseldorfu” z 1938 roku osiągnęło kilka lat temu zawrotną cenę 200,6 tysięcy złotych.
Niedoszły krezus?
Skupiając się jednak na samych obrazach. Choć czasami udaje się znaleźć takie dzieła Witkiewicza, których wartość opiewa na jedyne kilka tysięcy złotych, to większość zaczyna się od 30 tysięcy w górę. A stawki pomiędzy 100 a 200 tysięcy za malowidło nikogo nie dziwią.
Gdyby więc „Firma Portretowa S. I. Witkiewicz” wciąż działała na rynku sztuki to jej właściciel dzięki swojemu talentowi mógłby trafić dziś do grona najbogatszych Polaków. Przyjmując, że namalował on lub narysował około 8000 dzieł, a cena każdego z nich wynosiłaby średnio – wedle ostrożnych szacunków – 50 tysięcy złotych, to jego majątek z samych tylko obrazów oscylowałby w okolicach 400 milionów złotych. Do tego można dołożyć fotografie, tantiemy za prawa autorskie z reprodukcji i wystawianych sztuk.
Trudno spotkać dziś w Polsce artystę, szczególnie malarza, którego majątek dotykałby podobnych wolumenów. Czy więc największe prosperity dla twórcy przychodzi dopiero po jego własnej śmierci? Przykład Witkacego pokazuje, że tak.