Downsizing to nic innego jak celowe zmniejszanie gramatury produktów spożywczych, przy zachowaniu dotychczasowych rozmiarów opakowania oraz utrzymaniu jakości i ceny. Nie mówimy o zjawisku nowym, ale w czasach dwucyfrowej inflacji i kryzysu kosztowego widać je coraz wyraźniej. Firmy starają się w ten sposób bronić marż – nie zawsze mogą to robić poprzez radykalną podwyżkę cen, decydują się zatem na alternatywę. Muszą jednak uważać, żeby nie przekroczyć cienkiej czerwonej linii, po przejściu której zmniejszenie gramatury opakowania produktu przestaje być zabiegiem marketingowym, stając się w oczach konsumentów oszustwem. Co jeszcze sprawia, że downsizing w handlu żywnością wzbudza tyle emocji?
Według danych agencji badawczej GfK Polonia, wydatki polskich gospodarstw domowych (oczyszczone z wpływu na rynek populacji ukraińskiej) w 2022 roku wrosły r/r o 11,4 proc., ale wolumen sprzedaży zmalał o 2,4 proc. Zdaniem analityków, najbliższe miesiące będą przynajmniej tak samo trudne. Wiele firm, żeby przetrwać chude miesiące (lata?), będzie zmuszonych do korekty przyjętej strategii kosztowo-cenowej i uzupełnienia jej o mniej oczywiste dla klientów chwyty marketingowe. Dla producentów swego rodzaju rekompensatą za wzrost kosztów surowców, materiałów i energii może być właśnie downsizing.
Wysyp nietypowych opakowań
Dotyczy on prawie wszystkich artykułów. Przykłady? Tabliczka czekolady ważąca 90, zamiast 100 g; 9 jajek w opakowaniu zamiast 10; napoje w butelkach 1,75 l lub 0,85 l zamiast 1,5 l; ser żółty w plastrach o wadze 135 g, zamiast 150 g. Wymieniać można długo, bo wystarczy rozejrzeć się po sklepowych półkach, by znaleźć przykład niestandardowej wagi czy pojemności opakowania produktu. Przodują w tym dyskonty. Cel jest jeden: złagodzenie percepcji szybko rosnących cen.
(Nie) wszystkie chwyty dozwolone
Odpowiednie zmniejszenie średnicy słoika czy butelki, przy zachowaniu ich wysokości, sugeruje, że mamy do czynienia z taką samą ilością wody, napoju czy jogurtu. Zmiana wielkości opakowania (a co za tym idzie również gramatury) popularnego produktu spożywczego jest możliwa i dozwolona, nie może jednak wprowadzać w błąd. Nie powinny być nieuczciwie wykorzystywane przez producentów chociażby przyzwyczajenia konsumentów do określonej wielkości produktów czy znanego od lat „klasycznego” opakowania. Producenci, odchudzając butelki, puszki, tabliczki czy rolki, starają się to robić w taki sposób, aby konsumenci nie mogli się niczego domyślić bez przestudiowania etykiety. Czasem można nawet odnieść wrażenie, że nowe opakowanie jest większe niż wcześniej…
Potrzebne dodatkowe oznaczenia?
Pojawiają się głosy, że w związku z mocnym nasileniem się zjawiska downsizingu, w Polsce może dochodzić do naruszania zbiorowych interesów konsumentów. Czy rzeczywiście mamy już do czynienia z naruszaniem obowiązku udzielania konsumentom rzetelnej, prawdziwej i pełnej informacji? Sytuacja jest złożona. Producenci i sieci handlowe idą po najmniejszej linii oporu i robią tylko tyle ile muszą, by poinformować na opakowaniach o nowej, mniejszej wadze produktów. Na ogół trzeba jednak szukać tych informacji gdzieś z tyłu, są niemal niewidoczne i wydrukowane dużo mniejszą niż wcześniej czcionką.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) przypomina też, że nie tylko informacje o cenach, lecz także oznaczenia wskazujące na wielkość produktów powinny być czytelne i niewprowadzające w błąd. Zapowiada przy tym, że na bieżąco będzie się przyglądał działaniom przedsiębiorców również pod tym kątem. Skalę zjawiska powinni przeanalizować także kontrolerzy Inspekcji Handlowej. Jeśli okaże się ona niepokojąca, niezbędne może okazać się wymuszenie na producentach bardziej widocznego oznaczania produktów, których gramatura została trwale obniżona.
Przypomnijmy jeszcze, że – zgodnie z ustawą o informowaniu o cenach towarów i usług – sprzedawcy mają obowiązek podawania nie tylko ceny za dany produkt, ale także tzw. ceny jednostkowej (np. za 1 kg, 100 g, 1 litr, czy za sztukę). I właśnie te wartości mogą być dla kupujących istotną wskazówką przy porównywaniu podobnych wyrobów.
Polacy nie czytają etykiet
Technik downsizingu jest wiele, a fachowcy od marketingu ciągłe je doskonalą. Można za nimi nadążyć pod jednym warunkiem. Jest nim czytanie etykiet oraz każdorazowe sprawdzanie zawartości opakowania. Niestety, Polacy mają z tym problem i często robią zakupy na pamięć…Tymczasem eksperci apelują, żeby szczególną uwagę zwracać na skład kupowanych wyrobów oraz ich wagę netto (jeśli są to np. ogórki konserwowe, kluczowa jest waga bez zalewy – niby szczegół, ale jak ważny).
W żadnym razie nie można się też sugerować wielkością opakowania. Nie będziemy wówczas płacić za powietrze zamknięte chociażby w paczce chipsów, a ostatnio również w paczce kabanosów. Czerwona lampka powinna się też zapalać, jeśli nasz ulubiony produkt pojawia się w nowych szatach (np. świątecznych czy okolicznościowych). Warto się zastanowić, czy taki zabieg nie miał na celu zakamuflowanego obniżenia wagi czy objętości opakowania?
Skimpflacja, młodsza siostra inflacji
Zjawiskiem powiązanym z downsizingiem, ale zdecydowanie gorszym, jest skimpflacja (ang. skimp – skąpić). Mamy z nią do czynienia wtedy, gdy za taką samą cenę dostajemy produkty i usługi gorszej jakości niż dotychczas. Termin ten został po raz pierwszy użyty w amerykańskim podcaście „Planet Money” jesienią 2021 roku i od tego czasu zyskał dużą popularność. W przypadku skimpflacji typową praktyką jest nieprzyznawanie się przez producentów i usługodawców w otwarty sposób do tego, że „zjechali” z jakości. W najlepszym wypadku mogą przyjąć do wiadomości uwagi dociekliwego nabywcy i przeprosić, ale rzadko kiedy może on liczyć na jakąkolwiek rekompensatę.
Gorsza jakość to efekt zmiany (czyt. zubożenia) składu produktu, co może przyjmować postać zmniejszania zawartości danego składnika, np. ilości tłuszczu mlecznego w miksach do smarowania, zastąpienia tłuszczu kakaowego innym tłuszczem roślinnym w wyrobach czekoladopodobnych czy dodawania okrytego złą sławą MOM (mięso oddzielone mechanicznie) do wyrobów mięsnych. W przypadku słodyczy i przekąsek taką modyfikacją może być zastąpienie oleju rzepakowego palmowym, który jest tańszy, ale niezdrowy. Substytutem cukru trzcinowego może być tańszy, ale kontrowersyjny syrop glukozowo-fruktozowy. Z kolei producenci soków, chcąc obniżyć koszty produkcji, mogą zmniejszać zawartość składników pochodzących z owoców na rzecz cukru i sztucznych aromatów.
Kategorie produktów, których najmocniej dotyczy skimpflacja
-
Żywność,
-
Kosmetyki do makijażu,
-
Domowe środki chemiczne,
-
Produkty dla zwierząt,
-
Odzież i obuwie,
-
Papier toaletowy,
-
Napoje bezalkoholowe,
-
Paliwa.
Źródło: Ukrainianinpoland.pl
Jak nie paść ofiarą skimpflacji?
-
Zweryfikuj ilość produktu w opakowaniu (dotyczy m.in. artykułów spożywczych, środków higieny osobistej i innych),
-
Przeanalizuj skład (szczególnie pochyl się nad informacjami wydrukowanymi najmniejszą czcionką),
-
Zwróć uwagę, czy zmieniło się opakowanie produktu (jeśli tak, przyjrzyj się mu dokładnie),
-
Uważnie przestudiuj informacje widniejące na metce z ceną.
Źródło: Ukrainianinpoland.pl
Zmiana sugerowanej dawki produktu
Kolejna metoda na zakłamywanie rzeczywistości to zmniejszanie sugerowanej dawki produktu, np. płynu do prania. W przypadku tego typu wyrobów producent często podaje na opakowaniu, na ile prań wystarczy nam płyn. Dawka na jedno pranie nie jest prawnie ani technicznie zdefiniowana. To wytwórca określa ją wedle własnych kryteriów. Wystarczy, że zmieni założenia, uznając, iż na jedno pranie potrzebujemy nie 30 ml, tylko 25 ml płynu. Wówczas na butelce może śmiało napisać, że trzy litry wystarczają nie na 100, ale 120 prań. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że kupujący chętniej wybierze płyn, który pozwoli na większą liczbę prań, nawet jeśli na tej samej półce w sklepie będzie stał podobny produkt o tej samej objętości.
Gorsza obsługa to też forma skimpflacji
Skimpflacja wiąże się również z brakami kadrowymi w sklepach, magazynach, gastronomii i innych segmentach gospodarki. Efekt? Klienci muszą dłużej czekać na przesyłkę czy ustawiać się w długich kolejkach do kasy. Do telefonicznego biura obsługi mogą się nigdy nie dodzwonić, a jak już się uda, to usiłuje ich obsłużyć bardzo przeciętnie skuteczny bot. Ludzi brakuje nie tylko dlatego, że nie ma rąk do pracy, ale również dlatego, że firmy tną koszty.
Ryzykowna gra jakością
Czy downsizing i skimpflacja to jedyne narzędzia marketingowe, z pomocą których da się okiełznać rosnące w szybkim tempie koszty produkcji i przynajmniej częściowo przerzucić je na klientów? Z pewnością nie, ale na mocno konkurencyjnych rynkach firmy mają niewielkie pole do manewru w tym obszarze. Typowemu konsumentowi zdecydowanie łatwiej jest zaakceptować zmianę gramatury produktu niż podwyżkę jego ceny, co może tłumaczyć decyzje przedsiębiorców. Pozwalają one zaoszczędzić naprawdę znaczące sumy.
Dużo bardziej ryzykownym krokiem jest ingerencja w jakość dostarczanych produktów czy usług. Wiele osób uważa takie działania za nieetyczne i nieuczciwe – szczególnie wówczas, gdy robi się to po cichu. Czują się oszukani i nie są skorzy do wydawania pieniędzy na artykuły i usługi, które uważają za niepełnowartościowe. Część zrażonych klientów już nigdy nie wraca do danego produktu czy marki.
Jakie są korzyści korzystania ze wsparcia eFaktor?
Współpraca z eFaktor pozwala:
✅ Przyspieszyć płatności z faktur terminowych
✅ Uzyskać finansowanie do 15 mln złotych najszybciej na rynku
✅ Uzyskać finansowanie przyszłych faktur kosztowych