Najważniejsze wybory tej jesieni za nami. W walce o fotel 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych zwyciężył Donald Trump. Porażka Kamali Harris pokazuje, ile warte jest dziś poparcie celebrytów i mainstreamowych mediów. Po raz kolejny również sondażownie – celowo lub nie – pomyliły się bardzo znacząco. Dzień po wyborach zwrot o 180 stopni robią też niektórzy polscy politycy, którzy wczoraj popierali Harris, dziś – kierują się ku Trumpowi. Być może słusznie, ponieważ zmiana w Białym Domu jest istotna nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, ale całego świata, w tym Polski.
Dwa obozy, dwa konie – PiS grał na Trumpa, PO – na Harris
Nie mam najlepszego zdania o polskich politykach, tak więc nie dziwi mnie fakt, że po zmianie na fotelu prezydenta w USA, wielu z nich zaczyna przynajmniej neutralnie wypowiadać się o Donaldzie Trumpie. Można spodziewać się, że mainstreamowe media zależne od rządu za chwilę zaczną przekonywać, że posłowie Koalicji Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego czy Lewicy nigdy nie obrażali byłego i świeżo upieczonego prezydenta USA.
Skrajni wyborcy być może nawet w to uwierzą, natomiast podział na polskiej scenie politycznej w kontekście wyborów w USA jest jasny. Jakby nie zaklinać rzeczywistości, Prawo i Sprawiedliwość grało na obóz Republikanów, których przedstawicielem w tych wyborach był Trump. Z kolei Koalicja Obywatelska i przybudówki obecnego rządu stawiały na Demokratów z kandydatem pod postacią Kamali Harris. Zawsze stawianie na tylko jedną ze stron jest dużym błędem i pokazuje brak wyobraźni polskich „elit”.
Cierpkich słów pod adresem Trumpa nie szczędził nawet premier Donald Tusk. Wystarczy przywołać jego tweety o tym, że dwóch Donaldów w polityce to zbyt wiele lub dość wymowny gest przyłożenia palców do pleców Trumpa ułożonych w kształt pistoletu. Natomiast Anne Applebaum, prywatnie żona Radosława Sikorskiego piastującego stanowisko ministra spraw wewnętrznych, porównała Trumpa do Hitlera, Stalina i Mussoliniego.
Takie przykłady można mnożyć. Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości mają argument, że przy takim wyniku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych lepiej, żeby przy władzy był obóz „prawicowy”. Z pewnością tak, natomiast Trump to w pierwszej kolejności prezydent USA, a Polska musi być gotowa do współpracy z każdą amerykańską administracją, niezależnie od tego, kto jest u władzy nad Wisłą. Oficjalne głosowanie elektorów dopiero 6 stycznia, ale już teraz można zastanowić się, co oznacza dla Polski zwycięstwo Trumpa.
Co oznacza wygrana Trumpa dla Ukrainy?
Od wielu tygodni można było usłyszeć, że po objęciu fotelu prezydenta Trump poświęci część Ukrainy na rzecz pokoju. Zresztą on sam wspominał, że jest w stanie zakończyć konflikt pomiędzy Rosją a Ukrainą nawet w 24 godziny. To akurat może być trudne, natomiast należy mieć nadzieję, że spełnienie tej obietnicy pójdzie mu sprawniej niż tzw. 100 konkretów zwycięzców ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce.
Z informacji, jakie podawał „Financial Times”, powołując się na źródła w ekipie Trumpa, jego plan dla Kijowa polega na stworzeniu strefy zdemilitaryzowanej z pozostawieniem po obu stronach autonomicznych regionów. Przecieki z republikańskiego obozu mówią również o powrocie do porozumień mińskich zakładających specjalny status kontrolowanych przez Rosję separatystycznych terenów na wschodzie Ukrainy. Nad przestrzeganiem układu czuwałyby siły europejskie. W tej koncepcji oczywiście nie ma mowy o wejściu Ukrainy do Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO). Poza tym Trump miałby zagrozić Rosji wzrostem wydobycia ropy, co zresztą zdążył już potwierdzić podczas wieczornego wystąpienia na kongresie wyborczym.
Dowodem na to, że Trump potrafi gromadzić przy jednym stole zwaśnione strony, mogą być tzw. Porozumienia Abrahamowe. Podpisane w 2020 roku stanowiły wówczas przełom w relacjach Izraela z państwami arabskimi.
Trump mówi, że nie rozpocznie żadnej wojny. Oczywiście takie słowa można traktować jako populizm. Natomiast należy opierać się na faktach. Za swojej pierwszej prezydentury faktycznie nie rozpoczął żadnego konfliktu poza walką z tzw. Państwem Islamskim. Dla porównania, za czasów Billa Clintona siły zbrojne USA interweniowały w Somalii, Haiti oraz Bośni i Hercegowinie, za George’a W. Busha – w Afganistanie oraz Iraku, a za Baracka Obamy – w Libii i Syrii.
Przeczytaj też: „Firmy rezygnują z różnorodności, równości i inkluzywności – czy to dobrze?„
Twoja firma potrzebuje finansowania?
eFaktor to faktoring do 15 000 000 zł!
Dzięki eFaktor środki z wystawionych faktur otrzymasz przed terminem. Zadbaj o płynność finansową Twojej firmy.
➔ Zaliczka do 100%
➔ Pieniądze z faktury w 24 godziny na koncie
➔ Oszczędność i pewność pieniędzy tu i teraz
Co z bezpieczeństwem Polski?
W kontekście zamrożenia lub zakończenia wojny na Ukrainie wolę kierować się maksymą „Nawet zły pokój jest lepszy niż dobra wojna”. Ukraina nie upadnie i nadal będzie stanowić bufor bezpieczeństwa. Przynajmniej teoretycznie, ponieważ w rzeczywistości nie była nim nigdy, mając na uwadze, że Polska graniczy z Rosją na odcinku ponad 230 km. Co więcej, od grudnia 2022 roku Białoruś i Rosja wzmocniły współpracę wojskową, a więc ewentualny atak mógłby przyjść także z terytorium Białorusi. Przypominam, że granica Polski i Białorusi ciągnie się na odcinku blisko 420 km.
Jeżeli Trump – w ten lub inny sposób – zamrozi wojnę na Ukrainie, będzie to dla Polski z korzyścią. Nie wolno zapominać, że lubi i ceni on Polskę. Właśnie nad Wisłą był bardzo gorąco witany w 2017 roku i m.in. Polonii w USA zawdzięcza swoje zwycięstwo w wybranych stanach (np. Pensylwania). Poza tym, w przeciwieństwie na przykład do Francji czy Niemiec, właśnie Polskę uważa za wzorowego członka NATO z racji wysokich wydatków na obronność.
Protekcjonizm gospodarczy Trumpa
Nie ulega wątpliwości, że Polska jest ważnym partnerem handlowym dla Stanów Zjednoczonych. Najlepszym tego przykładem jest sektor zbrojeń. Natomiast należy pamiętać, że Trump szedł przez kampanię z hasłem Make America Great Again (MAGA). Przede wszystkim to prezydent Stanów Zjednoczonych, którego poglądy gospodarcze określa protekcjonizm.
Trump chce ochronić rodzimą produkcję i handel krajowy przed zagraniczną konkurencją poprzez cła. Na pierwszą myśl przychodzą oczywiście Chiny, ponieważ deficyt w wymianie USA z Pekinem sięga 283 mld euro rocznie. Jednak niewiele mniejszy jest w przypadku wymiany z Unią Europejską (221 mld euro).
Dlatego UE musi być przygotowana na ewentualny gwałtowny wzrost ceł importowych w USA, które sięgnąć mogą nawet 20 proc. Największe zagrożenie stanowi to dla Niemiec i ich koncernów motoryzacyjnych. Jednak niemiecki przemysł motoryzacyjny jest ważny także z punktu widzenia Polski, ponieważ jest to system naczyń połączonych.
Przeczytaj też: „Czy zakaz aut spalinowych wejdzie w życie?„
Z drugiej strony polska strona była za wprowadzeniem ceł na chińskie auta elektryczne sprowadzane do UE. W odpowiedzi Pekin nakazał inwestycji przez chińskie koncerny w nad Wisłą, co potwierdza, że polscy politycy i tak nie mają pojęcia o gospodarce lub szkodzą jej celowo.
Gospodarczo pomóc może wzrost wydobycia przez USA ropy naftowej. W złym świetle może to odebrać sojusznik USA – Arabia Saudyjska. Natomiast jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ osłabiłoby to Moskwę. Dla rynków oznacza to niższą cenę ropy.
Mierne elity polityczne, Polska wasalem USA
Wydaje się, że w kwestii bezpieczeństwa zwycięstwo Trumpa może być z korzyścią nie tylko dla Polski, ale i całego świata. Nie jest to takie oczywiste w sferze gospodarczej. Z jednej strony USA mogą narzucić cła na UE, z drugiej – Republikanie zapowiadają odrzucenie paktów klimatycznych. To akurat byłoby korzystne, natomiast Polska – podobnie jak cała UE – wcale nie musi na tym zyskać. Już teraz UE nie tylko trzyma się restrykcyjnych założeń, ale idzie coraz dalej w kategorii obniżenia emisji CO2, niszcząc swoją gospodarkę na rzecz USA, Chin czy innych państw Azji.
Jeżeli nawet polscy politycy byliby skłonni do zmian w tym zakresie, są ograniczeni przepisami. Jednak wydaje się, że polska klasa polityczna jest też ograniczona mentalnie. Wspominałem już o politykach obozu rządzącego. Przeciwna strona nie jest lepsza. Potwierdza to przykład Mariusza Błaszczaka z PiS-u, który w jednym z wywiadów stwierdził, że wybory w USA powinny przesądzić o losie polskiego rządu. Niestety, polscy politycy nie stawiają się w roli partnera, ale przyjmują pozycję wasala. Politycy Platformy Obywatelskiej kłaniają się Niemcom, Prawa i Sprawiedliwości – Stanom Zjednoczonym. Powinno być wręcz przeciwnie. Polska powinna być gotowa do współpracy na twardych warunkach z każdą administracją.
Przeczytaj też: „Oświadczenia majątkowe posłów – kto jest najbogatszy, kto nie ma „nic”?„
Natomiast zwycięstwo Trumpa może cieszyć w jednym obszarze. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych pokazał, że można wygrać z machiną propagandową, mediami i „ekspertami”, którzy pod pretekstem tolerancji i empatii chcą narzucić społeczeństwu, co można myśleć, mówić i popierać. Otóż nie. Amerykanie wybrali bezpieczeństwo i szansę na poprawę warunków bytowych, odrzucając otwarte granice, zielony ład czy wysoką inflację. Dużą zmianę czekać może także świat medycyny. Na czele urzędu dbającego o zdrowie Amerykanów, a co może mieć przełożenie na światową medycynę i politykę koncernów farmaceutycznych, stanąć ma Robert F. Kennedy Jr.
Zainteresował Cię ten artykuł? Czytaj więcej takich treści w ramach cyklu „Biznes pod lupą”