Kardynał Stanisław Dziwisz to kontrowersyjna postać, która znalazła się w centrum wielu skandali zarówno w Polsce, jak i Watykanie. Dzisiaj zgłębimy kilka z nich i zastanowimy się, jakie sekrety ukrywa jeden z najbardziej wpływowych kardynałów Polski.
Powołanie, jako sposób na awans społeczny
Stanisław Dziwisz urodził się w 1939 roku w niewielkiej miejscowości w Beskidach, jako piąte dziecko z siedmiorga rodzeństwa. Jego rodzina nie należała do zamożnych, a kiepska sytuacja finansowa pogłębiła się tylko po tragicznym wypadku przy naprawianiu torów kolejowych, w którym zginął jego ojciec. Stanisław miał wówczas zaledwie 8 lat, a starsze rodzeństwo było w szkole średniej, dlatego wychowała go samotna matka, utrzymująca się z pracy w gospodarstwie rolnym. To właśnie ten ubogi rodowód sprawił, że jedyną drogą do awansu społecznego poza systemem komunistycznej hierarchii, jaką obrać mógł młody Stanisław, było kapłaństwo. Nie on jeden wpadł na taki pomysł, bo z jego rocznika po maturze do seminarium duchownego wstąpiło aż jedenastu chłopców. Stanisław Dziwisz dołączył do seminarium, gdzie wykładał Karol Wojtyła i uczył się z klerykami, którzy później znacząco zapisali się w historii polskiego kościoła.
Trzej muszkieterowie
23 czerwca 1963 roku Stanisław Dziwisz otrzymał w katedrze na Wawelu święcenia kapłańskie z rąk biskupa Karola Wojtyły wraz z Janem Zającem, późniejszym rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej i kustoszem sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, oraz Tadeuszem Rakoczym, znanym z niekończących się kazań oraz zamiłowania do dobrego jedzenia i trunków, który odegra znaczącą rolę w historii Dziwisza. Całą trójkę połączyła wieloletnia przyjaźń. Duchowni przez dekady udzielali sobie bezwarunkowego wsparcia, przez co krakowskie media okrzyknęły ich mianem „trzech muszkieterów boga”.
Błyskawiczna kariera
Po zaledwie dwóch latach od zakończenia seminarium i otrzymania święceń kapłańskich, w 1966 roku metropolita krakowski Karol Wojtyła zaproponował swojemu byłemu studentowi stanowisko osobistego kapelana oraz sekretarza. Poza swoją główną rolą ks. Dziwisz był także sekretarzem rady kapłańskiej, uczestniczył w Duszpasterskim Synodzie Archidiecezji Krakowskiej oraz pełnił rolę sekretarza metropolity krakowskiego, co łączył z pracą wykładowcy liturgiki w Wyższym Instytucie Katechetycznym w Krakowie i funkcją redaktora „Notificationes”, wewnętrznego pisma kurii metropolitalnej. Dzięki współpracy z Karolem Wojtyłą niespełna trzydziestoletni ksiądz, który w innych okolicznościach w komunistycznym państwie z trudem wiązałby koniec z końcem, a o paszporcie mógłby jedynie pomarzyć, zaczął podróżować po całym świecie – od Azji przez Australię aż po Stany Zjednoczone. Podczas tego okresu nawiązywał cenne kontakty w Watykanie i poza nim.
Początek kariery Don Stanislao w Watykanie
Życie 39-letniego księdza diametralnie zmieniło się 16 października 1978 roku, kiedy to jego szef został mianowany papieżem. Wówczas ks. Dziwisz przeniósł się do Watykanu, aby objąć funkcję sekretarza Jana Pawła II i zajął się organizacją jego najbliższego otoczenia. Taka zmiana mogła być przytłaczająca, gdyby nie zrządzenie losu, które sprawiło, że w tym samym czasie w Watykanie przebywał także jego bliski przyjaciel Tadeusz Rakoczy, któremu później papież zlecił stworzenie sekcji polskiej Sekretariatu Stanu wraz z Józefem Kowalczykiem.
Zmowa milczenia w kościele katolickim
Podczas pontyfikatu Jana Pawła II Watykan wielokrotnie był informowany o podejrzeniach dotyczących pedofilii i molestowaniu wśród duchownych. Od lat osiemdziesiątych władze Watykanu otrzymywały informacje o możliwych nadużyciach seksualnych, jakich mieli dopuszczać się księża z Polski i całego świata – chodzi, m.in. o księdza z Tylawy, który został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za molestowanie dziewczynek w wieku przedszkolnym i wczesno-szkolnym, sprawę arcybiskupa Juliusza Paetza oskarżanego przez swoich kleryków, czy kardynała Theodore McCarricka, który przez dekady miał dopuszczać się przemocy seksualnej względem nieletnich chłopców.
Dalsze oskarżenia znajdziemy między innymi, w publikacji z 2004 roku autorstwa dziennikarzy śledczych Jasona Berryego and Geralda Rennera, zatytułowanej „Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II”. W tej książce zbadano rozmaite przypadki wykorzystywania seksualnego w Kościele katolickim i skupiono się nieudolności Jana Pawła II i władz Watykanu w radzeniu sobie z tymi skandalami. Autorzy rzucają światło na przypadki, w których księża oskarżeni o pedofilię byli przenoszeni do innych parafii zamiast odsunięcia od posługi i pociągnięcie do odpowiedzialności karnej. Władze kościoła są posądzane wyciszanie przypadków pedofilii i nadużyć seksualnych, oraz przedkładanie interesów i reputacji kościoła ponad dobro molestowanych dzieci.
I nic nie zrobiły, a przynajmniej nic dla ofiar, bo oskarżani duchowni mieli się całkiem nieźle, a wszystko za sprawą omerty, czyli pierwszej zasady sycylijskiej mafii – wszystko załatwiać w zamkniętym kręgu i nigdy nie zwracać się do organów władzy. Jak twierdzi profesor Arkadiusz Stempin, wybitny historyk, politolog, watykanista, wykładowca Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie oraz Uniwersytetu we Fryburgu:
Horyzont poznawczy Jana Pawła II i kardynała Dziwisza – tak jak wszystkich pokoleń duchownych do lat dwutysięcznych – wobec nadużyć seksualnych we własnych szeregach zakreślała instrukcja „Crimen Sollitationis”. (…) Nakładała ona na każdego ordynariusza obowiązek przeprowadzenia procesu przeciwko duchownemu, który przy spowiedzi namawiałby wiernego do aktów seksualnych. Teoretycznie więc stała ona na straży molestowanego przez duchownego. Tyle że nakładała ona na osobę przystępującą do spowiedzi – także dziecka – obowiązek zachowania tajemnicy procesowej aż do śmierci pod karą ekskomuniki. W efekcie czyniła ona proces kościelny ściśle tajną, wewnętrzną sprawą Kościoła. (…) Kościół posiadał wszak własną jurysdykcję w postaci sądów biskupich dla każdej diecezji i kodeks prawa kanonicznego. W efekcie kara, która spadała na duchownego, ograniczała się do przeniesienia go do innej parafii, w ekstremalnych sytuacjach na inny kontynent. W ten sposób priorytetu nabierała ochrona wizerunku Kościoła, podczas gdy ofiara stawała się dla Kościoła jedynie stroną w procesie. Nie było tu miejsca na jakiekolwiek współczucie.
Oskarżenia o systematyczne ukrywanie przypadków nadużyć i pedofilii wśród kleru mocno uderzyły w reputację kościoła i sprawiły, że część wiernych przestała identyfikować się z kultywowanymi w nim wartościami. Nadszarpnięty wizerunek poskutkował ograniczeniem ilości wiernych, a co za tym idzie, ofiar, a także powszechnym spadkiem zaufania do tej instytucji. To, oraz jawne oskarżenia papieża Jana Pawła II, zaowocowało sporządzeniem przez Watykan 400-stronicowego raportu dotyczącego kardynała Theodore McCarricka, w którym znalazły się dokumenty potwierdzające to, że Jan Paweł II i jego sekretarz wiedzieli o zarzutach dotyczących przestępstw seksualnych ciążących na amerykańskim duchownym. Idąc za ciosem, latem 2020 roku Watykan zlecił dochodzenie w jego sprawie biskupa Tadeusza Rakoczego w związku z tuszowaniem pedofilii.
Po trwającym niespełna rok kościelnym postępowaniu, w maju 2021 roku przyjaciel kard. Dziwisza został ukarany za zaniedbania, jakich dopuścił się w sprawach nadużyć seksualnych popełnionych przez duchownych wobec osób dzieci i otrzymał zakaz uczestniczenia w jakichkolwiek celebracjach lub spotkaniach publicznych, nakaz prowadzenia życia w duchu pokuty i modlitwy, zakaz uczestniczenia w zebraniach plenarnych Konferencji Episkopatu Polski, wpłacenie z prywatnych środków odpowiedniej sumy na rzecz Fundacji Świętego Józefa powołanej przez Konferencję Episkopatu Polski z przeznaczeniem na działalność prewencyjną i pomoc ofiarom pedofili.To stanowi, delikatnie mówiąc, dość łaskawą karę, ponieważ w świetle polskiego prawa za jeden przypadek tego typu, zgodnie z postanowieniami Kodeksu Karnego, osoba mająca wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu określonych czynów i niezawiadamiająca o tym niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw podlega karze do 3 lat więzienia.
Co więcej, władze kościelne krytykowane są za zrobienie z biskupa Rakoczego swoistego kozła ofiarnego, który miał odwrócić uwagę od zaniedbań wyższych mu rangą, czyli papieża Jana Pawła II, jego sekretarzy, zwłaszcza Stanisława Dziwisza, który do tego czasu stał się osobą bardzo wpływową i czuwał nad wszelkimi sprawami dotyczącymi swojego przełożonego, czy choćby arcybiskupa Józefa Kowalczyka, który był bezpośrednim przełożonym Tadeusza Rakoczego. Obecnie pod adresem arcybiskupa Kowalczyka kierowane są zarzuty o bezczynność w sprawie nadużyć seksualnych ówczesnego arcybiskupa metropolity poznańskiego Juliusza Paetza, wspieranie biskupów tuszujących przypadki pedofilii wśród księży, na przykład biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca, oraz o współpracę z wywiadem PRL.
Kiedy mowa o skandalach wykorzystywania seksualnego w Kościele, czy to Meksyk, Stany Zjednoczone, Irlandia, Austria, Chile, Brazylia, Argentyna czy Francja – wszystkie drogi prowadzą do Dziwisza. Nie twierdzę, że on sam dopuszczał się wykorzystywania. Nie mam takiej wiedzy i nie wydaje mi się to możliwe. Ale kiedy mowa o tuszowaniu tych skandali, to Dziwisz niemal zawsze pojawia się w tych aktach
– komentuje prawnik, dyplomata, doktor nauk społecznych i autor jednej z najgłośniejszych publikacji demaskujących nadużycia w kościele katolickim, Frédéric Martel.
Papież podupada na zdrowiu, a Don Stanislao rośnie w siłę
Autor publikacji „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza” Marcin Gutkowski twierdzi, że władza Stanisława Dziwisza w kościele katolickim sukcesywnie powiększała się od zamachu na Jana Pawła II z 1981 roku i rosła w miarę pogarszania się stanu zdrowia papieża. Specjaliści i uczestnicy życia w Pałacu Apostolskim zgodnie twierdzą, że od 1995 roku, kiedy zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona, sędziwy i schorowany Jan Paweł II nie był w stanie udźwignąć trudów swego urzędu, przez co znaczenie biskupa Stanisława Dziwisza zdecydowanie przekraczało jego oficjalny status. Jak twierdzi Artur Nowak, adwokat i autor publikacji o pedofilii w polskim Kościele:
Kardynał Dziwisz nie jest osobą jakiegoś wielkiego formatu. On po prostu korzystał z tego blasku bycia przy papieżu, odbijał się w jego świetle. I nagle ten człowiek, kiedy papież jest już poważnie chory, a to się zaczynało w latach dziewięćdziesiątych, staje się kimś naprawdę ważnym. (…) To był człowiek po prostu, do którego pewną specyficzną, i to nie mówię jakoś pejoratywnie, słabość miał Jan Paweł II. I tak się stało, że był on, w tym momencie kiedy doszło do kryzysu związanego z postępującą chorobą Parkinsona, głównym obrotowym i to obrotowym w takim sensie dosłownym, że on otwierał albo zamykał drzwi.
Zdaniem wielu Dziwisz cieszył się preferencyjnym traktowaniem i niespotykaną władzą, którą wykorzystywał wedle swojego uznania. Szczególne oburzenie w świecie kleru wywołało nadanie mu przez papieża najpierw statusu biskupa, a potem arcybiskupa, co było ewenementem w odniesieniu do papieskich sekretarzy, którzy przez całą historię kościoła katolickiego nie mogli cieszyć się tak znaczącymi przywilejami i awansami w hierarchii tej instytucji.
Jego nominację na biskupa odbieraliśmy jako daleko posunięty nepotyzm, ale wtedy papież jeszcze podniósł stawkę. Arcybiskup? Byli tacy, wśród pracujących dla Ratzingera, którzy byli przekonani, że to część planu mającego doprowadzić do tego, że „drugi papież” zostanie „kolejnym papieżem”, że gdy Ojciec Święty poczuje, że jego czas się kończy, wręczy Dziwiszowi kapelusz kardynalski… Był przed siedemdziesiątką, to idealny wiek na papieża i nietrudno o lepszą drogę do tego, by zapewnić całkowitą, absolutną kontynuację władzy
– komentuje pragnący zachować anonimowość amerykański urzędnik Kurii Rzymskiej.
Kardynał Dziwisz zbudował wokół siebie reputację kanału komunikacyjnego między papieżem i innymi duchownymi, a nawet biografami Jana Pawła II. Francuski prawnik, dyplomata, doktor nauk społecznych i urzędnik państwowy Frédéric Martel w swojej głośnej publikacji przytacza następującą wypowiedź współpracownika dawnego watykańskiemu sekretarza stanu Agostino Casarolemo i obecnego pracownika Watykanu:
Dziwiszowi nadano przezwisko „Papież powiedział”. Był sekretarzem nie do zastąpienia i każda sprawa kierowana do Jana Pawła II przechodziła przez jego ręce. Oczywiście, często stawał się „filtrem”, to znaczy przekazywał papieżowi to, co chciał. Stopniowo, w miarę jak nasilała się choroba Jana Pawła II, zaczął się wypowiadać zamiast niego. W końcu nie bardzo było wiadomo, kto wydaje polecenia – papież czy Dziwisz. Tak było również z dossier o pedofilii czy o skandalach finansowych; właśnie na tym tle dochodziło do spięć z kardynałem Ratzingerem.
Śmierć Jana Pawła II i niesubordynacja byłego sekretarza papieskiego
Kiedy w kwietniu 2005 roku zmarł Jan Paweł II, w kuluarach Watykanu mówiło się, o tym, że schedę po nim przejmie kardynał Dziwisz. Tak się jednak nie stało. Nie oznacza to jednak, że w tym czasie nastąpił koniec jego kariery. W testamencie zmarłego papieża możemy przeczytać, że desygnował on kardynała Dziwisza do czuwania nad jego wypełnieniem:
Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc.
Jednak sekretarz papieski miał inny plan. Duchowny zignorował ostatnią wolę papieża i zamiast spalić jego prywatne zapiski, skompilował je w formie książki „Jestem bardzo w rękach Bożych” opublikowanej przez wydawnictwo Znak. Swoje zamiary zdradził już niespełna półtora miesiąca po śmierci przełożonego. Jak sam mówił w rozmowie z Polskim Radiem tuż po nominacji na metropolitę krakowskiego:
Po pierwsze trzeba to wszystko przejrzeć, a po drugie nic się nie nadaje do spalenia, a do przechowania i do zachowania dla potomności.
W tym samym roku Stanisław Dziwisz opublikował także własny memuar poświęcony pracy z Janem Pawłem II, zatytułowany „Świadectwo”, w którym kreuje się na jedynego depozytariusza pamięci zmarłego. Obie publikacje ukazały się zaledwie 1,5 roku po jego śmierci i stały się bestsellerami – „Świadectwo” w ciągu kilku pierwszych miesięcy 2007 roku sprzedało się w ilości 500 000 egzemplarzy, a roczna sprzedaż osiągnęła pułap ponad 850 000 kopii. Ogromne zyski ze sprzedaży miały zostać „przeznaczone na cele publiczne”. Poza tym kardynał wydał 11 innych publikacji, z czego pięć skierowanych jest do miłośników zmarłego papieża.
Kult jednostki i krwawy biznes byłego sekretarza papieskiego
Stanisław Dziwisz w 1980 założył Ośrodek Dokumentacji Pontyfikatu Jana Pawła II, gdzie przez cały czas trwania pontyfikatu gromadził różne dokumenty i pamiątki po zmarłym, które przeniósł ze sobą do Polski. Anna Karoń-Ostrowska, członkini zespołu naukowego, który opracowywał krytyczne wydanie pism literackich Karola Wojtyły i otrzymał zgodę na kwerendę w krakowskim archiwum, twierdzi, że część rękopisów zmarłego papieża, która zaginęła, najprawdopodobniej znajduje się w prywatnym archiwum kardynała Dziwisza. Jednak ten zdecydowanie odrzucił propozycję współpracy od zespołu.
Pomniejsze pamiątki, które po beatyfikacji stały się relikwiami i nabrały na wartości, kardynał Dziwisz ulokował w Mobilnym Muzeum Jana Pawła II, które otworzył 31 marca 2011 roku. Ponadto, na fali kultu jednostki były sekretarz papieski wymieniał przeróżne relikwie na datki. Jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna, były sekretarz papieża miał też rozdysponować w ponad stu kaplicach i kościołach relikwiarze z krwią Jana Pawła II, pobraną podczas odwołanego zabiegu transfuzji krwi. Część z nich miała trafić także do osób prywatnych, natomiast parafii w Legionowie Dziwisz przekazał jego ząb w zamian za „ofiarę”, liczoną w co najmniej w kilku tysiącach złotych.
Jakie to są kwoty, nie wiemy dokładnie, ale wiadomo, że oczywiście są to tak zwane ofiary, za które taka możliwość otrzymania [relikwii] do kościoła parafialnego. Za ofiarę. Pewnie składają się na to całe parafie. Czy papieżowi by się to podobało? Jestem przekonana, że byłby tym oburzony!
– twierdzi badaczka Anna Karoń-Ostrowska.
Wierni zachodzą w głowę, co jeszcze znajduje się w prywatnej kolekcji Stanisława Dziwisza, a krytycy poddają w wątpliwość oryginalność relikwii i zastanawiają się, co jeszcze planuje zmonetyzować duchowny.
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski komentuję tę sprawę w następujący sposób:
Dla mnie jako księdza to jest niewyobrażalne, że papieska krew pobrana podczas zabiegu medycznego staje się czyjąś własnością i ten ktoś rozdaje krople tej krwi po całym świecie. Nie tędy droga! To się rozmija z nauczaniem papieskim. Nie rozumiem, jak człowiek, który tyle lat spędził u boku Jana Pawła II, może robić coś, co jest tak bardzo sprzeczne z duchem jego nauczania.
Emerytura w luksusach
W 2016 roku po licznych dowodach na tuszowanie przypadków pedofilii wśród duchownych wyższego i niższego szczebla, o których informowano władze Watykanu za pontyfikatu Jana Pawła II, kardynał Stanisław Dziwisz rezygnuje z funkcji metropolity Krakowa. Nie czeka go jednak zapomnienie i skromna emerytura, bowiem duchowny przez lata zgromadził pokaźny majątek, chociaż skrzętnie ukrywa jego rzeczywiste rozmiary i pochodzenie.
Już na początku swojej kariery Stanisław Dziwisz miał finansować budowę ośrodka opiekuńczo-leczniczego w rodzinnej Rabie Wyżnej, a także kościoła w sąsiedniej miejscowości. To także on odpowiada za budowę Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się” wartego ponad 200 milionów złotych, stworzonego jako pomnik Jana Pawła II i swój własny, bo właśnie tam chce zostać pochowany duchowny. Źródła jego majątku pozostają tajemnicą, ale jego biografowie twierdzą, że lwia część pieniędzy pochodzi z finansowania ze strony zgromadzenia Legion Chrystusa, założonego przez skazanego przestępcę seksualnego, który przez wiele lat molestował dzieci i seminarzystów, księdza Marciala Maciela.
Obecnie kard. Stanisław Dziwisz ma do dyspozycji piękną kamienicę tuż pod Wawelem, a dokładnie przy ulicy Kanonicznej, wyposażoną w zabytkowe, drewniane meble, zastęp sióstr sercanek, a także prywatnego kierowcę.
Podsumowanie
Historia kardynała Dziwisza unaocznia niebezpieczeństwa związane z kultem jednostki i ślepą wiarą w bohaterstwo i nieomylność autorytetów i przyjaciół. Przez bliskie powiązania z Janem Pawłem II kardynał Dziwisz mógł przez to bezkarnie pomnażać swój majątek oraz tuszować przestępstwa na tle seksualnym w kościele. Historia Dziwisza to przykład nepotyzmu w najgorszym wydaniu.
Może chcesz zgłębić historię Kardynała Dziwisza?
Zapraszamy na platformę Player.pl, gdzie możesz obejrzeć m.in. program „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza”. Co poza tym znajdziesz na tej aplikacji?
✅ Nowości kinowe
✅ Interesujące reality show
✅ Aktualne informacje z Polski i ze Świata
✅ Kultowe seriale
✅ Produkcje z najlepszymi aktorami na świecie