W ostatnich latach budżety Polaków wyraźnie pęczniały. Zgodnie ze statystykami Eurostatu nasze dochody rozporządzalne rosły szybciej, niż w jakimkolwiek innym kraju Unii Europejskiej. Na papierze jesteśmy więc europejskim liderem. Krajem, w którym siła nabywcza obywateli rośnie się w imponującym tempie. Jednak kiedy przyjrzeć się temu, co dalej robimy z tymi pieniędzmi, obraz przestaje być tak kolorowy.
Według najnowszego raportu Eurostatu Polacy należą do narodów, które najmniej oszczędzają i inwestują w całej Unii. Mimo że zarabiamy coraz więcej, to nasz majątek (liczony po odjęciu zobowiązań) jest drugim najniższym w Europie tuż po Rumunii. To paradoks, który oddaje charakter współczesnej polskiej gospodarki, a także poziomu wiedzy finansowej Polaków. Chętnie konsumujemy, coraz mniej boimy się wydawać, ale wciąż nie potrafimy stworzyć solidnej poduszki bezpieczeństwa ani myśleć o długoterminowych inwestycjach.
Dochody Polaków rosną najszybciej w Europie
Z danych Eurostatu wynika, że w ciągu dwunastu miesięcy do czerwca 2025 roku realne dochody rozporządzalne Polaków wzrosły o 7,8%. To najwyższy wynik w całej Unii Europejskiej i drugi najlepszy w Polsce od 2020 roku.
To zdecydowanie wyróżnia nas na tle Europy. W Portugalii dochody zwiększyły się o 2,4%, w Czechach spadły o 0,2%, a w Austrii o 0,6%. W wielu krajach Europy Zachodniej tempo wzrostu wynagrodzeń nie nadąża za inflacją, podczas gdy w Polsce siła nabywcza gospodarstw domowych realnie się poprawia.

A jednak wpływ tych pozytywnych wskaźników dla domowych budżetów Polaków zdaje się być znikomy. Nasze wydatki rosną szybciej niż oszczędności, a niemal każda dodatkowa złotówka, niezależnie od dochodów, zostaje przeznaczona na bieżącą konsumpcję.
Polacy nie potrafią oszczędzać?
Stopa oszczędności Polaków w drugim kwartale 2025 roku wyniosła zaledwie 12,8% dochodu rozporządzalnego, czyli o wiele mniej niż w większości krajów Unii. Niżej plasują się tylko Rumuni.
Dla porównania, Francuzi odkładają średnio 26,9%, Szwedzi 25,5%, Holendrzy 25,2%, a Niemcy 18,9% swoich dochodów.

To pokazuje skalę braków w naszym systemie edukacji finansowej. Polak wciąż odkłada co najwyżej symboliczną część swoich zarobków. Na naszą obronę można jednak dodać, że obecny wynik to drugi najwyższy poziom oszczędności od 2020 roku, a wzrost o 2,8 punktu procentowego w ciągu roku jest największy w Europie. Jednak w praktyce wciąż oznacza to, że wydajemy większość większość swoich środków, przeznaczając jedynie niewielki ułamek na konto oszczędnościowe.
I choć to dobra wiadomość z perspektywy gospodarki, ponieważ wyższa konsumpcja przekłada się na większe wpływy do budżetu, to z punktu widzenia długofalowej stabilności gospodarczej jest to sygnał alarmowy.
Majątek Polaków wynosi zaledwie czterokrotność miesięcznych dochodów
Jeszcze większym niepokojem napawają dane dotyczące majątku netto Polaków. Średnia wartość naszego majątku po odjęciu zobowiązań wynosi jedynie 4,3-krotność miesięcznego dochodu rozporządzalnego. To niewiele, jeśli weźmie się pod uwagę, że przeciętny Duńczyk dysponuje majątkiem równym aż 22-krotności swoich miesięcznych wpływów, a Włoch niemal 14-krotności.
Niemcy, mimo że ponad połowa z nich mieszka w wynajętych mieszkaniach, mogą pochwalić się majątkiem netto na poziomie 10-krotności miesięcznych zarobków. A zatem zestawieniu z innymi członkami Unii Europejskiej Polacy wypadają dość blado. W tej kwestii bardziej krótkowzroczni są tylko Rumuni mają niższe wskaźniki wśród krajów, które przekazały dane do Eurostatu.
A zatem nietrudno wyciągnąć wniosek, że rosnące płace nie przekładają się na realny wzrost majątku, ponieważ niemal całość dodatkowych środków przeznaczamy na bieżące wydatki.
Polacy przestają inwestować w nieruchomości
W Polsce nie tylko mało oszczędzamy, ale i niewiele inwestujemy. Także w nieruchomości, które dla wielu stanowią najbardziej naturalną i najbezpieczniejszą formę lokowania kapitału.
W drugim kwartale 2025 roku Polacy przeznaczali na zakup nowych mieszkań i remonty zaledwie 4,91% swoich dochodów rozporządzalnych. To drugi najniższy wynik w całej Unii Europejskiej. Tuż przed nami uplasowali się tylko Szwedzi z wynikiem 4,7%, choć w ich przypadku to efekt nasyconego rynku, a nie braku kapitału. Dla porównania w Rumunii dany wskaźnik wskaźnik ten wynosił 6,1%. Natomiast w Polsce, zamiast wzrostu, obserwuje się spadek inwestycji w nieruchomości o 0,4 punktu procentowego w skali rok do roku.

Z jednej strony wynika to z ograniczonej dostępności kredytów hipotecznych i rosnących kosztów budowy, z drugiej z nasycenia rynku w dużych miastach. Wielu Polaków, którzy jeszcze kilka lat temu inwestowali w mieszkania pod wynajem, dziś wstrzymuje się z decyzjami, obawiając się spadku stóp zwrotu.
Lepszy wróbel w garści, czyli podejście Polaków do inwestowania
Z raportu Eurostatu wynika, że aż 51,9% aktywów finansowych polskich gospodarstw domowych stanowi gotówka lub depozyty bankowe. To drugi najwyższy udział w całej Unii Europejskiej po Cyprze.
Innymi słowy, połowa pieniędzy Polaków zostaje przeznaczona na rachunki i nie przynosi praktycznie żadnych zysków. Tymczasem w Holandii ponad połowę majątku stanowią produkty emerytalne i ubezpieczeniowe, a w Finlandii dominują inwestycje w akcje i fundusze. Z kolei w Niemczech, Szwecji czy Danii większość środków gospodarstw domowych jest aktywnie inwestowana.
Polacy wciąż wolą złudne poczucie bezpieczeństwa, niż efemeryczny zysk. Gotówka daje poczucie kontroli nad pieniędzmi, choć z punktu widzenia ekonomicznego jest to rozwiązanie najmniej efektywne.
Dlaczego Polacy wolą nabywać a nie oszczędzać i inwestować?
Niechęć Polaków do oszczędzania wynika zarówno z realnych ograniczeń ekonomicznych, jak i doświadczeń ostatnich lat, które znacząco podkopały zaufanie do stabilności pieniądza. Podstawową barierą pozostają wciąż relatywnie niskie dochody, niewystarczające do tworzenia bezpiecznej, regularnej nadwyżki finansowej. W efekcie dla wielu osób oszczędzanie czy myślenie o zakupie nieruchomości jest raczej marzeniem niż realnym planem. Jednak równie istotna jest skłonność do bieżącej konsumpcji, która w Polsce utrwaliła się na długo przed szokami ostatnich lat.
To właśnie pandemia, gwałtowny wzrost cen, niepewność wywołana wojną w Ukrainie oraz miesiące rekordowo wysokiej inflacji za rządów PiS sprawiły, że społeczeństwo zaczęło koncentrować się przede wszystkim na teraźniejszości. W warunkach podwyższonego ryzyka ludzie ograniczają planowanie długoterminowe i unikają zamrażania środków. Dopiero wyhamowanie inflacji zaczęło stopniowo zmieniać sposób myślenia, choć na razie nie widać to w sposób znaczący.
Zaniechanie oszczędzania ma też wiele wspólnego z ofertą banków. Przeciętna roczna lokata dawała w sierpniu jedynie 3,4%, przy inflacji na poziomie 2,9%. Po uwzględnieniu podatku Belki realny zysk kurczył się do 2,7%, co nie pozwalało na utrzymanie wartości pieniądza. W tej sytuacji wielu Polaków zaczęło szukać alternatyw i to głównie dlatego fundusze inwestycyjne odnotowały we wrześniu 4,4 mld zł napływów netto, a ich aktywa w ciągu roku zwiększyły się o 38 mld zł, osiągając poziom 407 mld zł. A jednak polscy inwestorzy są zachowawczy i większość środków kierują do funduszy obligacji skarbowych uznawanych za najbezpieczniejsze.
Podobne zachowania widać w zainteresowaniu obligacjami detalicznymi państwa. W tym roku przeciętnie kupowaliśmy je za 6,5 mld zł miesięcznie, choć aż 1,1 mld zł przeznaczaliśmy na rolowanie starszych emisji. Ten trend również może słabnąć, bo wraz ze spadkiem stóp procentowych Ministerstwo Finansów obniżyło oprocentowanie obligacji o 0,25 pkt proc. w październiku i o kolejne 0,25 pkt proc. w listopadzie. Nawet bardziej atrakcyjne dotąd obligacje czteroletnie indeksowane inflacją, przy marży 1,5 pkt proc., po odjęciu podatku Belki dają niecałe 3,6% realnego zysku, czyli około 0,7 pkt proc. ponad inflację, ale kosztem zamrożenia środków na cztery lata. Nie widać też dużego zwrotu ku obligacjom korporacyjnym, bo w ciągu roku napłynęło do nich zaledwie 2,3 mld zł.
To właśnie dlatego Polacy pozostają przede wszystkim konsumentami. Wysoka inflacja, niepewność geopolityczna i niestabilność gospodarcza skutecznie osłabiły wiarę w przyszłość finansową i wzmocniły przekonanie, że lepiej wydać pieniądze teraz, zamiast odkładać je na później. Dopóki wynagrodzenia nie wzrosną na tyle, by zapewnić realny bufor, a otoczenie gospodarcze nie stanie się bardziej przewidywalne, skłonność do ryzyka i długoterminowego oszczędzania pozostanie ograniczona.

Fundusze inwestycyjne i obligacje wyborem dalekowzrocznych
W ostatnich miesiącach widać jednak pewne pozytywne zmiany. Coraz więcej osób zaczyna interesować się funduszami inwestycyjnymi i obligacjami.
Według danych Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami:
We wrześniu 2025 r. wartość aktywów funduszy inwestycyjnych przekroczyła symboliczny poziom 400 mld zł. Na koniec miesiąca wyniosła 407,1 mld zł, co oznacza wzrost o 10,2 mld zł w porównaniu z sierpniem. To trzeci najwyższy nominalny przyrost aktywów w historii krajowego rynku funduszy – większe odnotowano jedynie w czerwcu 2020 r. (ponad 11 mld zł) i w rekordowym 2015 r., gdy aktywa wzrosły o ponad 29 mld zł.
Największym zainteresowaniem cieszą się fundusze obligacji – szczególnie te prowadzone przez PKO TFI oraz fundusze PPK. Jednak nawet tu większość inwestycji kierowana jest w obligacje skarbowe, czyli instrumenty o bardzo niskim ryzyku. Polacy wciąż unikają inwestycji giełdowych czy funduszy akcyjnych.
Sprzedaż detalicznych obligacji państwowych utrzymuje się na poziomie około 6,5 miliarda złotych miesięcznie. Od października Ministerstwo Finansów obniżyło jednak oprocentowanie tych papierów, co może wkrótce ograniczyć ich atrakcyjność.
Polska wciąż na peryferiach Europy
W całej Unii Europejskiej aktywa finansowe gospodarstw domowych osiągnęły w 2024 roku wartość ponad 39 bilionów euro, podczas gdy ich zobowiązania wynosiły 9,7 biliona. To oznacza, że majątek netto Europejczyków jest średnio cztery razy wyższy od ich długów.
W Polsce ten wskaźnik wypada znacznie słabiej. Nasze aktywa finansowe stanowią zaledwie 94% PKB, podczas gdy w Danii to 381%, w Szwecji 352%, a w Niemczech ponad 200% PKB. Różnica jest ogromna. I choć można tłumaczyć ją krótszym okresem kapitalistycznego rozwoju, trudno nie dostrzec, że Polska nadal pozostaje na uboczu europejskiego bogactwa.
Bogatsi, ale wciąż bez majątku
Z danych Eurostatu wyłania się obraz kraju, który szybko się rozwija i wzbogacającego się narodu, który zdaje się nie myśleć o przyszłości. Dochody rosną, a majątek pozostaje na niemal tym samym poziomie. Polacy zarabiają coraz więcej, lecz wciąż nie potrafią oszczędzać. Zamiast odkładać, wolą wydawać. Zamiast inwestować, wybierają poczucie bezpieczeństwa w postaci gotówki lub rachunku bankowego.
To bezpieczna, ale krótkowzroczna strategia, która nie pozwala zbudować stabilnej pozycji finansowej na przyszłość. Jeśli sytuacja ma się zmienić, potrzebna będzie nie tylko dalsza poprawa wynagrodzeń, ale przede wszystkim, edukacja. Bo choć mamy coraz bogatszych obywateli to ich świadomość finansowa nie rośnie wprost proporcjonalnie do dochodów.

Maciej Ostaszewski
Dyrektor Regionalny eFaktor
Komentarz eksperta
Zarówno w sektorze prywatnym, jak i biznesowym potrzebna jest konsekwentna edukacja finansowa. Świadomość, że nie wystarczy zarabiać więcej – trzeba jeszcze wiedzieć, jak tymi środkami zarządzać – to fundament trwałego rozwoju. Chęć posiadania „tu i teraz” nie musi być przeszkodą, jeśli korzysta się z rozwiązań, które łączą płynność z bezpieczeństwem i pozwalają zbudować realną poduszkę finansową – nawet w sektorze MŚP.
Z naszej perspektywy w eFaktor widzimy, że największą wartością dla firm jest nie tylko szybki dostęp do gotówki, ale również i podejmowanie decyzji, które realnie wpływają na rozwój i stabilność. I na tym właśnie koncentrujemy się każdego dnia.
Chcesz dowiedzieć się więcej, skorzystaj z bezpłatnej konsultacji:












































