Polska bankowość stoi dziś w obliczu największych zmian od dekady. Konsolidacje, presja technologiczna, nowe modele przychodów i rosnące oczekiwania firm pokazują, że sam kapitał to za mało – potrzebna jest nowa strategia i odwaga do działania. Czy banki nadążą za wyzwaniami rynku i klientów?
Fuzje banków: czy nasze pieniądze są bezpieczne?
Po latach ciszy na rynku bankowych przejęć Polska znowu przyciąga uwagę inwestorów. Przejęcie pakietu akcji Santander Bank Polska przez Erste Group było pierwszą dużą transakcją w sektorze od dekady – i może okazać się początkiem większej fali konsolidacyjnej. W obliczu coraz wyższych kosztów technologicznych, rosnących wymogów kapitałowych i spadających marż, większa skala działania może okazać się jedyną receptą na utrzymanie rentowności.
Według João Jorge Brása, prezesa Banku Millennium, polski sektor bankowy pozostaje z perspektywy Europy wciąż zbyt rozdrobniony. To oznacza, że wiele mniejszych instytucji nie korzysta z efektu skali, a większe podmioty mogą być bardziej odporne w czasie kryzysu. Taka koncentracja może jednak oznaczać również ograniczoną konkurencję cenową, co niekoniecznie służy klientowi. Dlatego istotne będzie znalezienie równowagi – między efektywnością a otwartością rynku.
Szczególnie interesujący jest w tym kontekście wątek banków „na sprzedaż” i banków „kupujących”. Niektóre podmioty działające w Polsce – jak chociażby Bank Millennium – są od lat typowane jako potencjalne cele przejęć. Jednocześnie duże grupy finansowe, takie jak Erste, PKO BP czy być może inwestorzy spoza UE, mogą szukać okazji do wzmocnienia pozycji. Scenariusz dużych przetasowań w strukturze właścicielskiej nie wydaje się więc abstrakcyjny.
Nowa fala konsolidacji, jeśli rzeczywiście nadejdzie, zmieni układ sił na rynku. Dla przedsiębiorstw może to oznaczać uproszczoną ofertę i lepszy dostęp do finansowania, ale jednocześnie mniej zróżnicowanych warunków i mniejsze pole do negocjacji. Kluczowe będzie zatem nie tylko to, kto kogo przejmie, ale także jakie wartości i model działania zostaną przy tym zachowane.
Dla klientów indywidualnych fuzje banków zwykle nie oznaczają zagrożenia – depozyty są chronione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny do równowartości 100 tys. euro. Zmiana właściciela banku to raczej kwestia strategii, oferty czy obsługi, niż bezpieczeństwa środków. Jeśli jednak dojdzie do przejęcia, warto obserwować komunikaty banku – mogą pojawić się zmiany w cenniku, aplikacji lub warunkach umów.
Państwo jako gracz: zaleta czy obciążenie rynku?
Ponad połowa aktywów sektora bankowego w Polsce znajduje się w rękach państwa – to sytuacja unikatowa na tle większości rozwiniętych gospodarek Europy. Taki model właścicielski może być postrzegany dwojako: z jednej strony zapewnia stabilność i możliwość szybkiej reakcji na potrzeby rządu, z drugiej – rodzi pytania o prawdziwą konkurencyjność i niezależność sektora.
Banki państwowe, takie jak PKO BP czy Pekao, odegrały kluczową rolę w czasie kryzysów – finansowego, pandemicznego czy energetycznego – i nadal są ważnym narzędziem w realizacji polityki gospodarczej. Gdy premier publicznie sugerował, że oprocentowanie depozytów powinno rosnąć wraz ze stopami, właśnie te instytucje jako pierwsze dostosowały ofertę. Trudno oprzeć się wrażeniu, że działają nie tylko jako komercyjne podmioty, ale także jako instrumenty realizacji celów rządowych.
Z perspektywy liberalnych ekonomistów taka koncentracja własności rodzi ryzyko. Rola państwa w gospodarce powinna ograniczać się do regulacji i nadzoru, a nie zarządzania aktywami. Państwowy kapitał powinien być zatem wykorzystywany raczej do wspierania inwestycji i budowy infrastruktury, niż do utrzymywania bezpośredniego udziału w sektorze bankowym.
Z drugiej strony, jak pokazuje doświadczenie kryzysów, całkowita prywatyzacja sektora finansowego wcale nie jest standardem – nawet w krajach takich jak Czechy czy Słowacja, część banków pozostaje w rękach państwa. Co więcej, narodowe instytucje mogą pełnić funkcję stabilizacyjną i być przeciwwagą dla międzynarodowych grup ograniczających lokalną akcję kredytową w czasie zawirowań.
Problemem nie jest więc sam fakt, że państwo ma udziały w bankach, ale pytanie: czy i jak potrafi z tej pozycji korzystać w sposób mądry, długoterminowy i przejrzysty? Jeśli dominacja państwowych instytucji przekłada się na niższą jakość debaty, szybką reakcję na polityczne oczekiwania czy brak presji konkurencyjnej – może być to długofalowo hamulec dla rozwoju rynku.
Banki chcą zarabiać więcej – czy zapłaci za to zwykły Kowalski?
Przez lata bankowość w Polsce była synonimem darmowych kont, przelewów i kart. To efekt brutalnej wojny cenowej, która nie tylko ukształtowała przyzwyczajenia klientów, ale też mocno ograniczyła możliwość budowy stabilnego modelu przychodowego opartego na prowizjach. W efekcie polski sektor bankowy ma jeden z najniższych udziałów przychodów prowizyjnych w całej Unii Europejskiej.
Ostatnie lata – szczególnie okres wysokich stóp procentowych – dały bankom oddech. Dzięki wyższym marżom odsetkowym mogły generować solidne wyniki finansowe bez konieczności podnoszenia opłat. Ale to nie będzie trwało wiecznie. Prognozy zakładają, że stopy procentowe będą stopniowo spadać, a wraz z nimi – dochody z odsetek. To oznacza, że sektor musi szukać alternatyw. I pytanie brzmi: czy klienci są gotowi na to, by zacząć płacić za usługi bankowe?
Wydaje się, że nie należy spodziewać się rewolucji. Banki raczej nie wprowadzą masowych opłat za podstawowe operacje, ale będą starały się stopniowo przebudowywać strukturę przychodów. Możemy spodziewać się większego nacisku na rozwój usług o wartości dodanej – takich, które klienci postrzegają jako warte swojej ceny. To może być lepsze doradztwo inwestycyjne, indywidualna opieka, zaawansowane narzędzia cyfrowe, ubezpieczenia czy produkty emerytalne.
Zmiana może nastąpić również po stronie klienta. Zamożniejsi Polacy, coraz bardziej świadomi finansowo, zaczynają rozumieć, że „darmowa bankowość” to często złudzenie – koszty są gdzieś ukryte, a jakość obsługi może na tym cierpieć. Wraz z dojrzewaniem rynku być może nastąpi przesunięcie: mniej darmowych produktów, a więcej personalizowanych usług, z których warto skorzystać nawet za cenę niewielkiej prowizji.
Pytanie tylko, czy banki będą potrafiły zakomunikować tę zmianę tak, by nie wywołać oporu. Po latach przyzwyczajania klientów do darmowych kont i promocji typu „zero za wszystko”, przejście do modelu opartego na jakości i płatnych usługach będzie wymagało nowego podejścia – bardziej edukacyjnego, opartego na długoterminowej relacji.
Nowe źródła dochodów banków: fundusze, ubezpieczenia, emerytury
Skoro kredyty nie rosną, stopy procentowe spadają, a klienci nadal niechętnie płacą za podstawowe usługi – to gdzie banki mają zarabiać? Odpowiedź jest prosta: na produktach, które zwiększają finansową dojrzałość Polaków i odpowiadają na ich rosnące potrzeby.
Sprzedaż funduszy inwestycyjnych, produktów ubezpieczeniowych i rozwiązań emerytalnych staje się dziś dla banków nie tylko uzupełnieniem oferty, ale potencjalnym filarem przychodów. To nie przypadek, ponieważ jak pokazują dane, polskie społeczeństwo się bogaci. Coraz więcej osób posiada nadwyżki finansowe, myśli o zabezpieczeniu przyszłości, zdrowiu i edukacji dzieci. Banki, jako zaufane instytucje, mają wyjątkową pozycję, by te potrzeby zagospodarować.
W tych obszarach – inwestycji i ochrony – banki mogą generować stabilne i powtarzalne prowizje. Ich rola coraz częściej wychodzi poza kredytowanie. Stają się one doradcami finansowymi, którzy łączą klasyczne usługi bankowe z elementami wealth management. Klient, który zakłada konto, może w tym samym czasie uzyskać poradę inwestycyjną, wykupić ubezpieczenie na życie i zapisać się do IKE lub IKZE.
Ten trend może również poprawić relacje z klientami. O ile wojna cenowa stworzyła powierzchowne relacje oparte na promocyjnych ofertach, o tyle sprzedaż produktów inwestycyjnych i ochronnych wymaga zbudowania zaufania, zaangażowania doradców i dostarczania realnej wartości. To bardziej wymagający model – ale też znacznie bardziej odporny na zmiany stóp procentowych czy cykl koniunkturalny.
Dla samych banków oznacza to jednak konieczność inwestycji w kadry, technologie i kompetencje doradcze. Nie wystarczy już „sprzedać polisę przy okienku” – potrzebne są nowoczesne platformy, inteligentne rekomendacje, zgodność z przepisami i dbałość o interes klienta.
Z punktu widzenia całego rynku może to być bardzo korzystna zmiana. Większe zaangażowanie banków w długoterminowe produkty oznacza lepsze zarządzanie majątkiem społeczeństwa, większą odporność na szoki rynkowe i – w perspektywie – wyższy poziom finansowej niezależności Polaków.
Co powstrzymuje polskich przedsiębiorców przed inwestycjami?
W teorii wszystko się zgadza: banki mają kapitał, płynność, gotowość do udzielania kredytów i apetyt na ryzyko. Przedsiębiorcy – zwłaszcza w czasie wysokiej inflacji – powinni chcieć inwestować, żeby zwiększyć efektywność i utrzymać konkurencyjność. A jednak – popyt na kredyt inwestycyjny ze strony firm jest zaskakująco niski. Dlaczego polskie firmy nie inwestują, mimo że mogą?
To pytanie staje się kluczowe nie tylko dla bankowców, ale także dla decydentów i stowarzyszeń przedsiębiorców. Bo problem ma charakter strukturalny. Polskie firmy inwestują mniej, niż by mogły – i nie wynika to wyłącznie z braku środków czy trudnego otoczenia makroekonomicznego. Często przyczyną jest niepewność regulacyjna, brak długoterminowej polityki gospodarczej, luki w systemie wsparcia, a także niskie zaufanie do instytucji państwowych.
Dlatego coraz głośniej mówi się o potrzebie publiczno-prywatnej platformy inwestycyjnej, która mogłaby łączyć środki publiczne (np. gwarancje, linie kredytowe, fundusze UE) z potencjałem banków komercyjnych. Jej celem byłoby nie tylko finansowanie projektów, ale też ich aktywne promowanie i wspieranie firm w planowaniu rozwoju. To mogłoby być szczególnie istotne w kontekście zielonej transformacji, cyfryzacji czy odbudowy Ukrainy – obszarów, które wymagają ogromnych nakładów, ale też przynoszą duży efekt gospodarczy.
Z kolei Brunon Bartkiewicz, były prezes ING Banku Śląskiego, zwraca uwagę na jeszcze jeden paradoks: polskie firmy inwestujące w kraju mają często mniej zachęt niż inwestorzy zagraniczni. Proponuje więc wyrównanie szans – skoro mamy system ulg dla inwestorów z zewnątrz, to dlaczego nie wspierać w ten sam sposób rodzimych przedsiębiorców? To głos, który może znaleźć zrozumienie także wśród banków, które widzą, że bez impulsu ze strony państwa nawet najlepsze oferty kredytowe nie przekonają niepewnego przedsiębiorcy.
Banki same nie pobudzą inwestycji – ale mogą być kluczowym partnerem w budowaniu całego ekosystemu rozwoju. Warunkiem jest dialog: między rządem, sektorem finansowym, przedsiębiorcami i organizacjami branżowymi. Bez wspólnej strategii będziemy dalej obserwować tę samą stagnację – mimo że teoretycznie wszystko jest „na miejscu”.
Polska się starzeje. Kto sfinansuje przyszłość gospodarki?
Polska gospodarka staje przed długofalowym wyzwaniem, które będzie rzutować także na sektor bankowy: starzejące się społeczeństwo i kurczący się rynek pracy. Mniej ludzi w wieku produkcyjnym oznacza niższą aktywność gospodarczą, mniejszą konsumpcję i mniejszą bazę klientów. To nie scenariusz futurystyczny – to rzeczywistość, która już teraz kształtuje decyzje firm i instytucji finansowych.
W tym kontekście transformacja technologiczna przestaje być opcją – staje się koniecznością. Automatyzacja, robotyzacja, cyfryzacja procesów i usług to nie tylko sposób na zwiększenie efektywności, ale też na zrekompensowanie braków kadrowych. I choć brzmi to jak banał z prezentacji inwestorskich, to w przypadku Polski ma bardzo konkretny wymiar: chodzi o utrzymanie konkurencyjności firm w sytuacji, gdy nie będzie komu fizycznie pracować.
Dla banków to jednocześnie wyzwanie i szansa. Z jednej strony muszą wspierać klientów w tej transformacji, oferując produkty inwestycyjne, leasing technologiczny, elastyczne formy finansowania innowacji. Z drugiej – same również muszą inwestować w cyfrowe narzędzia, rozwijać automatyczne systemy obsługi, sztuczną inteligencję, rozwiązania z zakresu self-service i cyberbezpieczeństwa.
To oznacza zupełnie nową rolę banków w ekosystemie gospodarczym. Już nie tylko jako dostarczycieli finansowania, ale jako aktywnych uczestników transformacji technologicznej, którzy współpracują z sektorem publicznym, firmami technologicznymi i organizacjami branżowymi. Banki mają kapitał, know-how, dane i relacje z klientami – to daje im możliwość wpływania na kierunek zmian.
Polskie banki już wykonały ogromną pracę w tym zakresie: od cyfrowych narzędzi po edukację klientów. Ale to dopiero początek – bo prawdziwym wyzwaniem nie jest wdrożenie aplikacji mobilnej czy chatbota, tylko zdolność do obsługi całej gospodarki, która będzie musiała przejść głęboką modernizację. I właśnie tu banki mogą odegrać kluczową rolę – pod warunkiem, że nie zostaną w tyle.
Innowacje i AI: czy Polska pozostaje nadal liderem?
Polskie banki przez lata były stawiane za wzór nowoczesności – zarówno pod względem cyfrowych usług, jak i poziomu adaptacji klientów. W rankingach wdrażania mobile bankingu, e-płatności czy biometrii plasowaliśmy się w europejskiej czołówce. Ale dziś pojawia się pytanie: czy sektor nie osiadł na laurach – i czy wciąż nadąża za globalnymi trendami, zwłaszcza w obszarze sztucznej inteligencji?
Problemem nie są braki technologiczne, lecz inercja inwestycyjna. W ostatnich latach sektor był mocno skoncentrowany na sporach prawnych (np. kredyty frankowe), presji regulacyjnej i zarządzaniu ryzykiem. To zrozumiałe, ale sprawiło, że część banków wyhamowała inwestycje w nowatorskie rozwiązania – nawet jeśli na zewnątrz komunikowała „digitalową ofensywę”. Tymczasem świat nie stoi w miejscu. Sztuczna inteligencja zaczyna odgrywać zasadniczą rolę w obszarach takich jak ocena zdolności kredytowej, zarządzanie relacjami z klientami, detekcja fraudów, automatyzacja procesów czy prognozowanie trendów rynkowych.
Niektóre banki testują już zaawansowane rozwiązania: od botów głosowych w call center, przez silniki rekomendacyjne, po systemy AI do modelowania ryzyka i predykcji zachowań klientów. To kierunek, który będzie decydował o przewagach konkurencyjnych w kolejnych latach. Ale pytanie brzmi: czy tempo wdrażania innowacji jest wystarczające, by utrzymać dotychczasową pozycję lidera regionu?
Tym bardziej, że konkurencja się zmienia. Na rynku działają już globalne fintechy, jak Revolut czy Wise, które nie mają tradycyjnych struktur, oddziałów ani obciążeń kredytowych. Poruszają się szybciej, lepiej wykorzystują dane, są bardziej zwinne w testowaniu nowych funkcji i tworzeniu doświadczeń klienta (UX). Choć nie oferują pełnej palety usług, systematycznie odbierają bankom młodych, cyfrowych użytkowników – dziś jeszcze w niszach, ale jutro być może już na masową skalę.
W tym kontekście kluczowe będzie nie tylko wdrażanie narzędzi AI, ale również budowanie kultury innowacji i umiejętność szybkiego adaptowania modeli działania. Bankowość przyszłości nie będzie o technologiach, tylko o zdolności łączenia ich z realnymi potrzebami użytkowników – w sposób zwinny, transparentny i zorientowany na wartość.
Kluczowa rola w transformacji polskiej gospodarki
Polski sektor bankowy stoi dziś przed szeregiem wyzwań, na które nie ma prostych rozwiązań. Z jednej strony obserwujemy symptomy dojrzewania rynku – konsolidacja, większy nacisk na jakość usług, poszukiwanie nowych źródeł przychodów. Z drugiej – pojawia się coraz więcej znaków ostrzegawczych: zbyt niski poziom inwestycji firm, uzależnienie od polityki państwa, spadająca innowacyjność i rosnąca konkurencja ze strony zwinnych graczy spoza systemu bankowego.
Banki mają narzędzia, kompetencje i dane, by odegrać kluczową rolę w transformacji polskiej gospodarki – wspierając rozwój, cyfryzację i automatyzację firm, edukując klientów, finansując zieloną zmianę. Ale by to osiągnąć, muszą wyjść poza schematy: zredefiniować swoją rolę, zwiększyć tempo inwestycji, postawić na partnerski dialog z państwem i biznesem.
Bez tego nowego impulsu bankowość w Polsce może się cofnąć – nie dlatego, że nie ma pieniędzy, ale dlatego, że zabraknie odwagi, by ich użyć tam, gdzie naprawdę są potrzebne.
Twoja firma potrzebuje finansowania?
eFaktor to faktoring do 15 000 000 zł!
Dzięki eFaktor środki z wystawionych faktur otrzymasz przed terminem. Zadbaj o płynność finansową Twojej firmy.
➔ Zaliczka do 100%
➔ Pieniądze z faktury w 24 godziny na koncie
➔ Oszczędność i pewność pieniędzy tu i teraz
Zainteresował Cię ten artykuł? Czytaj więcej takich treści w ramach cyklu „Biznes pod lupą”