7 sierpnia 2025 roku rozpoczął się nowy rozdział wojny celnej wytoczonej przez Stany Zjednoczone całemu światu. Od dziś ponad 70 krajów, w tym cała Unia Europejska, trafia na amerykańską listę partnerów znajdujących się pod specjalnym nadzorem, co w praktyce przekłada się wyższe koszty eksportu i sygnał, że jedna z czołowych gospodarek świata nie zamierza bawić się w subtelności. Polska, choć nie jest największym eksporterem do Stanów, zostaje wciągnięta w sam środek tej wojny handlowej. To nie spór o stal czy aluminium, jaki pamiętamy sprzed kilku lat. To początek nowego etapu globalnej konfrontacji gospodarczej. Jaka będzie stawka? Miliardy dolarów, miejsca pracy i zmiana oblicza światowego handlu.
Nowe stadium wojny celnej
7 sierpnia 2025 roku weszły w życie nowe stawki celne ogłoszone przez administrację prezydenta Donalda Trumpa. Rozporządzenie obejmuje około 70 państw oraz Unię Europejską i obejmuje szeroki zakres stawek — od stosunkowo umiarkowanych 10–15% po wysokie wartości sięgające nawet 50%. To zagranie, które zmienia reguły gry w handlu światowym i zmusza firmy do natychmiastowej reakcji.
To nie jest pierwszy etap wojny celnej Donalda Trumpa w tej kadencji. Od początku roku administracja USA podnosiła stawki etapami. Zaczęło się od ceł sektorowych (stal, aluminium) po cła „wzajemne” ogłoszone na początku kwietnia. Jednak decyzja o wejściu w życie pakietu 7 sierpnia oznacza, że żadne dalsze odsuwanie konsekwencji polityki Trumpa nie wchodzi w grę.
Wszystkie cła Trumpa w tej kadencji
Aby zrozumieć, co wydarzyło się 7 sierpnia, trzeba cofnąć się do pierwszych decyzji administracji. W pierwszym okresie drugiej kadencji Trump ogłosił cła wzajemne na dużą część importu. W kwietniu tego roku zapowiadano bardzo wysokie stawki, ale po negocjacjach wiele z nich zostało obniżonych.
Nieco wcześniej nałożono cła sektorowe, które funkcjonowały jako narzędzia polityki przemysłowej i obejmowały:
- stal i aluminium (które w pewnych momentach sięgały 50%),
- samochody i części (25%),
- miedź (50%).
Wiosną administracja Donalda Trumpa groziła także nałożeniem ceł sektorowych rzędu 100% na krytyczne komponenty, np. półprzewodniki — co w domyśle w dłuższej perspektywie miało wspierać produkcję wewnątrz USA, ale w krótszej hamowało rozwój amerykańskiego biznesu i obciążało przedsiębiorców. To seryjne podnoszenie stawek spowodowało, że efektywna średnia cła w USA wzrosła z poziomu kilku procent do poziomów nieobserwowanych od lat 30. XX wieku — analizy wskazują na średnie efektywne w granicach 17–18% (różne źródła i obliczenia dają od 17 do ponad 22%, zależnie od metody).
W dyskusji publicznej przewija się nazwisko Everetta Eissentata — byłego doradcy administracji — który wprost mówi, że nowa polityka celna ma być fundamentem programu gospodarczego i narzędziem przekształcenia globalnego systemu handlu. To nie tylko fiskalny ruch — to świadoma strategia geopolityczna.
Mimo to wielu ekspertów podkreśla, że chaotyczne działania Donalda Trumpa mogą nie być ukierunkowane na rozwój gospodarki, a na zysk własny prezydenta i jego otoczenia, nosząc znamiona manipulacji rynkiem akcji i insider trading, , czyli wykorzystania poufnych informacji.
Analiza opublikowana na blogu Oxford Business Law Blog przez profesora Paula Oudina przestrzega, że działania administracji Trumpa dotyczące ceł — wprowadzanie, a następnie nagłe zawieszanie ich na okres 90 dni — mogły wywołać gwałtowną reakcję rynków, co jego zdaniem nosi cechy „najbardziej dalekosiężnego oszustwa dotyczącego papierów wartościowych w historii”. W artykule wskazano, że z pozoru techniczne decyzje taryfowe mogły być instrumentem wpływania na kursy giełdowe, co niewątpliwie budzi zastrzeżenia natury prawnej i etycznej.
To wywołało także zastrzeżenia ze strony amerykańskich senatorów, którzy domagają się „pilnego śledztwa” w sprawie potencjalnej manipulacji rynkiem przez osoby z otoczenia prezydenta — w tym wskazanego doradcę. Według analiz retoryka prezydenta oraz decyzje taryfowe tworzyły sprzyjający grunt do praktyk insider tradingu.
Z perspektywy rynku, skala zjawiska była ogromna: w ciągu czterech dni od ogłoszenia ceł indeks S&P 500 stracił aż 5,83 biliona dolarów wartości — to największy spadek w historii indeksu – a oliwy do ognia dolał nawołujący do zakupu akcji wpis Donalda Trumpa w mediach społecznościowych: „TO ŚWIETNY CZAS, ŻEBY KUPIĆ!!!” (THIS IS A GREAT TIME TO BUY!!!)”, sparowany z nagłą zmianą kursu politycznego. Po nim S&P zyskał w jednym dniu nawet 9,5%, a Nasdaq aż 12,2%, co oznacza jedne z największych jednodniowych wzrostów w historii giełdy.
Niezależnie od intencji, inwestorzy rzucili się na akcje Trump Media. Akcje spółki wzrosły o 22,67% — dwukrotnie więcej niż cały rynek — mimo że firma straciła w zeszłym roku 400 milionów dolarów i nie miała nic wspólnego z polityką celną. 53% udziałów Trumpa w spółce, przechowywane w funduszu powierniczym nadzorowanym przez jego najstarszego syna Donalda Trumpa Jr., zyskało tego dnia na wartości 415 milionów dolarów.
Cła z 7 sierpnia 2025 roku — co, dla kogo i w jakim wymiarze
Pakiet obejmuje około 70 państw plus Unię Europejską. Dla większości towarów z UE ustalono 15% cła. Dla państw z niewielką nadwyżką w handlu z USA także typową stawką jest 15%; kraje o deficycie — 10% — wyjątki dla państw objętych indywidualnymi porozumieniami.
Pewne państwa zostały potraktowane dużo ostrzej. Na Brazylię nałożono 50%, Szwajcarię 39%, części państw (np. Birma, Bośnia i Hercegowina, RPA) objęto 30%, a Syria według rozporządzenia może mieć nawet 41%.
Katalog towarów objętych wyższymi stawkami skupia się na sektorach strategicznych, takich jak stal i aluminium, samochody i części samochodowe, czy miedź. W zapowiedziach pojawiły się nawet 100% cła na półprzewodniki i chipy. Administracja stara się także ograniczyć proceder unikania płacenia ceł przez reeksport (np. z Chin), przewidując dodatkowe opłaty (nawet 40%) dla towarów przechodzących tranzytem.
Co wojna celna oznacza dla Stanów Zjednoczonych i mieszkańców USA?
Mechanika uiszczania ceł to tajemnica poliszynela: cło opłaca importer, który przerzuca koszt na konsumenta w formie wyższych cen. Firmy mogą zredukować marże, lecz na dłuższą metę presja inflacyjna i chęć zysku odbija się na wysokości cen.
Jak twierdzi Katheryn Russ, profesor ekonomii na Wydziale Literatury i Nauk Ścisłych Kalifornijskiego Uniwersytetu w Davis i czołowy ekspert w dziedzinie ekonomii międzynarodowej:
Kiedy nakładamy cła na towary importowane, ich koszty są wliczone w cenę tego, co kupujemy w bardzo skomplikowany sposób. (…) Konsumenci prawdopodobnie będą musieli płacić wyższe ceny, a być może będą mieli nawet mniejszy wybór w sklepach, ponieważ niektóre produkty staną się po prostu zbyt drogie, aby je importować.
Co więcej, wzrost cen nie dotyczy jedynie produktów importowanych, ale i rodzimych. Wynika to z faktu, że jednym z podstawowych celów ceł jest umożliwienie krajowym producentom podniesienia cen do poziomu nieco poniżej cen konkurencyjnych towarów objętych cłem.
Według analiz Apollo średnia efektywna stawka cła w USA wzrosła z ok. 3% w styczniu do około 18% po serii decyzji Donalda Trumpa, co bezpośrednio uderza w prognozy zysków korporacyjnych i dynamikę rewizji wyników. W efekcie obserwujemy obniżenie szacowanych zysków przedsiębiorstw i presję na spadek wartości rynkowej części spółek.
Z kolei z perspektywy budżetu federalnego cła oznaczają krótkoterminowe wpływy, ale przychody celne są jednocześnie kosztem dla amerykańskich konsumentów i firm. DCReport i komentatorzy alarmują, że polityka celna zwiększa ryzyko recesji i osłabienia wzrostu gospodarczego.
Dla pracowników oznacza to, że przy rosnących kosztach życia realne dochody będą się kurczyć, a większe koszty surowców i komponentów mogą okazać się gwoździem do trumny dla małych przedsiębiorców. Wiele firm, zwłaszcza tych wrażliwych na ceny (detaliści, producenci dóbr konsumpcyjnych), stanie przed koniecznością podwyższania cen lub cięcia kosztów, a obronną ręką z tej sytuacji wyjdą jedynie ogromne konglomeraty i koncerny, które dysponują naddatkiem środków na pokrycie dodatkowych kosztów.
Co wojna celna oznacza dla Europy?
Kontynent europejski znalazł się w szczególnej sytuacji. Chociaż dla większości towarów z UE stawka została ustalona na 15%, to część członków EU jest w znacznym stopniu zależna od eksportu do Stanów Zjednoczonych. Niemcy, gospodarka mocno uzależniona od eksportu motoryzacyjnego i maszynowego, już doświadcza spadków eksportu do USA. W czerwcu wolumen niemieckiego eksportu do USA spadł o 8,4% rok do roku, a w porównaniu z majem obniżył się o 2,1%.
Konsekwencje dla państw członkowskich Unii Europejskiej będą zróżnicowane. Z jednej strony umowa ramowa z USA obniżyła część zagrożeń (stąd 15% zamiast 30%), ale z drugiej pogorszy ona konkurencyjność europejskich eksporterów, przepchnie część popytu wewnątrz UE i skieruje eksporterów do nowych klientów. W efekcie miejsce będzie miała krótkookresowa presja na wzrost cen w Europie (drenaż popytu i presja kosztowa), podczas gdy w dłuższej perspektywie czeka nas restrukturyzacja łańcuchów dostaw i czas na rozważenie nowych możliwości handlowych.
Co wojna celna oznacza dla Polski? Które sektory ucierpią najbardziej?
Sytuację Polski najtrafniej oddają kalkulacje Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE). Zgodnie z nimi koszt gospodarczy ceł spadł po negocjacjach i porozumieniach do około 0,22% PKB z pierwotnych 0,37% — w ujęciu wartościowym to oznaczałoby, że wcześniejsze szacunki (ok. 13,5 mld zł) skurczyły się do około 8,0 mld zł strat — poprawa, ale nadal realna szkoda dla gospodarki.
Najbardziej ucierpią następujące sektory gospodarki:
- Proste wyroby metalowe – ubytek może wynieść 1,3%, ponieważ stawka celna nie została objęta porozumieniem i w istocie wzrośnie z 25 do 50%.
- Przetwórstwo chemiczne i produkcja maszyn – według PIE negatywne skutki mogą sięgnąć blisko 0,9% spadku.
- Branża meblarska – małe, ale skumulowane ubytki (szacunki PIE: około 0,8 proc) — szczególnie jeśli wzrosną cła na elementy i komponenty.
Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, ograniczenie strat dotyczy w głównej mierze branż szczególnie narażonych na skutki ceł. W górnictwie prognozowany spadek eksportu zmniejsza się z 5,0% do 1,1%, w przetwórstwie żywności – z 3,5% do 0,1%, a w transporcie i magazynowaniu – z 1,0% do 0,3%. Motoryzacja również może odetchnąć – w tym sektorze cła zostają obniżone z 27,5% do 15%. W rezultacie eksport – według analiz PIE – skurczy się o 0,1% zamiast pierwotnie szacowanych 0,9%.
Struktura polskiego eksportu (więcej przetwórstwa niż bardzo zaawansowanych technologii sprzedawanych bezpośrednio do USA) i położenie w łańcuchu europejskim sprawiają, że bezpośrednie skutki mogą być bardziej ograniczone, niż u niemieckich producentów aut. Jednak w dłuższej perspektywie strata popytu u zachodnich partnerów (Niemcy, Włochy) oznacza kanał pośredni przez spadek zamówień wewnątrz UE.
Co trzecia firma MŚP obawia się utraty płynności finansowej
Według raportu PARP, aż 33% przedsiębiorców MŚP wskazuje pogorszenie płynności jako największe zagrożenie dla dalszego działania firmy. Czy znasz narzędzi finansowe, które mogą pomóc w utrzymaniu płynność firmy, bez obciążania jej zdolności kredytowej?
Jak państwa mogą chronić się przed negatywnymi skutkami ceł?
W mediach porusza się wiele pomysłów na uniezależnienie się od Stanów Zjednoczonych. Gospodarki światowe mogłyby utworzyć strefę wolnego handlu, która wykluczałaby Stany Zjednoczone, wprowadzając np. sojusz handlowy między Unią Europejską, Wielką Brytanią, Kanadą, Meksykiem, Japonią, Koreą Południową, Australią, Nową Zelandią, a być może także Chinami i Indiami. To dla większości Amerykanów oznaczałoby to katastrofę, zwłaszcza dla milionów pracowników fabryk, których liczba zmniejszyła się podczas pierwszej kadencji Trumpa, ale znacznie wzrosła za rządów Bidena. Kraje te mogłyby również przestać używać dolara jako światowej waluty rezerwowej (około 60% światowych rezerw finansowych jest w dolarach), kończąc hegemonie USA w tym względzie.
Jak przedsiębiorcy mogą chronić się przed negatywnymi skutkami ceł?
Z kolei na szczeblu lokalnym przedsiębiorcy powinni szukać nowych rynków zbytu i intensyfikować swoje działania na terytorium Unii Europejskiej, a także pracować nad skróceniem łańcuchów dostaw, dokonać przeglądów umów (incoterms) i rozważyć tzw. magazynowanie buforowe. Nie można nie wspomnieć także o transferze kosztów na klienta, czyli podnoszeniu cen detalicznych.
Z kolei długofalowo niezbędne są inwestycje w automatyzację, które zwiększającą efektywność kosztową, oraz rozważenie przeniesienia części produkcji bliżej rynków docelowych (nearshoring), choć to wymaga czasu i kapitału.
Kto zapłaci za tę wojnę i co dalej?
Wojna celna Trumpa to próba przepisania reguł międzynarodowego handlu. Skutki będą rozłożone w czasie. W ujęciu krótkookresowym oznaczają wyższe ceny dla konsumentów i koszty dla przedsiębiorców, a w dłuższej perspektywie mogą przełożyć się na nowe układy handlowe, próby tworzenia alternatywnych bloków gospodarczych i zmianę układu sił na globalnym rynku. Dla Polski oznacza to realne, choć umiarkowane (w porównaniu do Niemiec) obciążenia, zwłaszcza w sektorach metalowym, chemicznym, maszynowym i meblarskim. Rządy i firmy powinny już teraz inwestować w odporność łańcuchów dostaw, wsparcie eksportu i negocjacje międzynarodowe, ponieważ brak reakcji zwiększy koszty adaptacji.