Przeglądający gazetkę promocyjną niemieckiej sieci Aldi z 8 października z pewnością przecierali oczy ze zdziwienia. Obok zdjęcia mleka UHT Łaciate 3,2% w kartonie o pojemności 1 litra mogli bowiem przeczytać: „Drogi Kliencie, ten produkt cieszy się dużym zainteresowaniem! Chcemy, aby każdy miał szansę zakupu, dlatego obowiązują na niego limity sprzedażowe – 6 sztuk na jeden paragon”. Wszyscy doskonale pamiętamy letnie kłopoty z dostępnością cukru. Czyżby teraz miało zabraknąć mleka?!
Reglamentacja – warto odświeżyć sobie w pamięci to słowo, bo może nam towarzyszyć w najbliższych latach. Starszym kojarzy się ono przede wszystkim ze słusznie minionym czasami PRL-u oraz z kartkami na żywność i inne podstawowe produkty.
Reglamentacja, a więc wprowadzone czasowo lub na stałe ograniczenie wolnego obrotu pewnymi towarami spowodowane przeważnie ich niedoborem, jest zgodna z polskim prawem, jednak pod pewnymi warunkami. Można ją stosować m.in. w czasie stanu wyjątkowego. Tymczasem racjonowanie towarów bez przyczyny podlega pod art. 135 Kodeksu wykroczeń, który mówi o karze grzywny za umyślną odmowę sprzedaży.
Rzeczywistość niedoborów
Pandemia, barbarzyńska wojna w Ukrainie, inflacja, kryzys energetyczny, zerwane łańcuchy dostaw, gigantyczne problemy kadrowe w firmach transportowych, coraz częstsze i coraz bardziej spektakularne katastrofy naturalne – czyżby ktoś otworzył puszkę Pandory? Ten splot wyjątkowo niekorzystnych czynników wywrócił świat jaki znaliśmy do góry nogami. Rzeczywistość swego rodzaju hedonizmu konsumpcyjnego to już melodia przeszłości. Idzie nowe – rzeczywistość niedoborów. Wkrótce mocno przerzedzone półki mogą stać się normą, a reglamentacja nie będzie już budzić emocji.
Przedsmak nowych realiów mieliśmy w minione wakacje, kiedy to nagle wymiotło ze sklepów cały cukier, a kiedy znów się pojawił trzeba było za niego zapłacić przeszło dwa razy więcej. Później swoje pięć minut miało masło, którego brakowało, i które drożało z dnia na dzień. Co więcej, na kostkach masła zaczęły pojawiać się… zabezpieczenia antykradzieżowe. Teraz przyszedł czas na mleko, a w kontekście niedoborów już mówi się o ryżu, papryce czy brokułach. Całości dopełniają, dawno niewidziana, dwucyfrowa inflacja oraz spodziewane przerwy w dostawach (horrendalnie drogiego) prądu i gazu.
Energetyczna czkawka
Właśnie kryzys energetyczny zaczyna odbijać się czkawką poszczególnym gałęziom gospodarki. Szczególnie niebezpieczny jest dla sektora produkcji żywności. Jak poinformował Związek Polskich Przetwórców Mleka (ZPPM), rośnie niebezpieczeństwo wprowadzenia w najbliższych miesiącach przerw w dostawach energii elektrycznej do zakładów mleczarskich – przed takim scenariuszem przestrzegają firmy energetyczne w pismach rozsyłanych do mleczarni w całym kraju.
Gdyby do tego doszło mielibyśmy do czynienia z niedoborem mleka na rynku i poważnymi stratami finansowymi dla poszczególnych zakładów. Poszkodowani będą również rolnicy, od których surowiec nie będzie odbierany. To z kolei rodzi kolejny problem: co zrobić z gigantyczną rzeką mleka, jak je zutylizować?
Przetwórstwo mleka to specyficzna gałąź przemysłu żywnościowego, gdyż w odróżnieniu od innych branż, surowiec, nie może czekać kilku dni na przetworzenie, zaś gotowych wyrobów nie można magazynować, jeśli nie ma się stabilnych dostaw energii.
Apel do premiera
Nie można się więc dziwić temu, że przedsiębiorcy zabiegają o wsparcie rządu. – Rozumiejąc powagę sytuacji, zwłaszcza w związku z trwającą wojną w Ukrainie, wraz z innymi organizacjami branżowymi zaproponowaliśmy uznanie sektora mleczarskiego za wyjątkowo ważny dla bezpieczeństwa żywnościowego kraju i wyłączenie go z ewentualnych ograniczeń dostaw energii i gazu – mówi Marcin Hydzik, prezes ZPPM. Podkreśla, że modyfikacja tych zasad pomogłaby utrzymać produkcję na poziomie gwarantującym bezpieczeństwo żywnościowe kraju oraz zapewnienie dobrostanu zwierząt. Rządzący nie ustosunkowali się póki co do postulatów mleczarzy.
Braki napędzają inflację
Spodziewane niedobory mleka i jego przetworów zapewne przełożą się ceny. Mechanizm ten doskonale było widać w przypadku cukru, który rok do roku podrożał najbardziej spośród wszystkich kategorii spożywczych, bo aż o 107%. Jeszcze marcu kilogramowe opakowanie cukru białego można było kupić za 2,99 zł. Obecnie ceny dobiły do 4,49-4,99 zł, a w niektórych sklepach nieznacznie przekraczają 5 zł. Wielce prawdopodobne, że analogiczny scenariusz powtórzy się także w przypadku mleka, gdyż widok pustych półek nakręca konsumentów do kupowania deficytowych produktów na zapas. Wtedy braki się powiększają, a ceny rosną. – Przykład cukru pokazuje jak łatwo ulec manipulacji i panice, dlatego radzę zachowanie spokoju – niezależnie od tego czy chodzi o cukier, węgiel czy o inne towary – mówi Henryk Kowalczyk, Wicepremier oraz Minister rolnictwa i rozwoju wsi.
Im więcej ciebie, tym mniej
Paradoksalnie, w pierwszej kolejności zaczęło brakować tych towarów, w wytwarzaniu których jesteśmy potęgą.
Jeśli chodzi o cukier, wyprodukowaliśmy go w 2020 roku niemal 2 mln ton, co daje nam trzecie miejsce w UE (za Niemcami i Francją). Eksport wyniósł zaś 588 tys. ton.
Z kolei krajowa produkcja mleka osiągnęła w ubiegłym roku poziom 14,5 mln ton. Według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR), wartość eksportu produktów mlecznych z Polski wyniosła w tym samym okresie 2,4 mld euro. Od momentu przystąpienia do UE do dziś zwiększyła się ona aż siedmiokrotnie. Wpływy ze sprzedaży zagranicznej mleka i galanterii mlecznej sięgają już 7% wartości polskiego eksportu rolno-spożywczego. Nasz kraj, obok Niemiec, Francji, Holandii i Włoch, jest największym producentem mleka we Wspólnocie.
Nie wystarczy wyprodukować
Polska jest również liderem w zakresie transportu i logistyki. Dość powiedzieć, że co czwarty tir jeżdżący po europejskich drogach jest zarejestrowany nad Wisłą. Jednak i nad tą branżą zbierają się czarne chmury – ją również dotyka „rzeczywistość niedoborów”. Z tą różnicą, że tym razem nie chodzi o brak dostępności towaru czy towarów.
Dramatycznie zaczyna brakować zawodowych kierowców. Szacuje się, iż wakatów na tym stanowisku jest przynajmniej 150 tys., choć firmy transportowe oferują stawki nawet o 50% wyższe niż przed pandemią. – Obawiamy się, że lada moment nie będzie miał kto rozwozić węgla czy produktów spożywczych do dyskontów – martwią się przedstawiciele firm transportowych.
W ostatnich miesiącach nasz kraj stał się hubem logistycznym dla wojennej Ukrainy. To dla branży duża szansa na rozwój i wejście na nowe rynki. Jednak gigantyczne braki kadrowe mogą te plany pogrzebać – niestety, razem z dziesiątkami mniejszych i większych firm.