Centralny Port Komunikacyjny – wielka nadzieja polskiej infrastruktury i jednocześnie jedno z najbardziej kontrowersyjnych przedsięwzięć ostatnich lat. W 2026 roku wartość ogłaszanych przetargów ma sięgnąć 40 mld zł. Przez kolejne dwa lata – kolejne dziesiątki miliardów. Tylko jak do tego tortu mają dobrać się polskie firmy, zwłaszcza z sektora MŚP? Kluczowa będzie jedna rzecz: dostęp do gotówki. Bez niej – można co najwyżej przyglądać się z boku.
Gra o miliardy, którą wygrają… gotowi. Ale gotowi finansowo, nie tylko kompetencyjnie
Spółka CPK zapowiada prawdziwe trzęsienie ziemi w polskim krajobrazie inwestycyjnym. Od 2026 do 2028 roku planuje ogłosić niemal 100 przetargów, każdy o wartości przekraczającej milion złotych. Łączna wartość planowanych przetargów w samym 2026 roku to około 40 miliardów złotych. Dla porównania – to więcej niż roczny budżet całego programu 500+.
Na liście inwestycji są m.in.:
- budowa linii Kolei Dużych Prędkości (Warszawa – Łódź),
- budowa i przebudowa 90 km dróg,
- infrastruktura wokół terminala pasażerskiego,
- roboty ziemne, tunel kolejowy, fundamenty terminala.
Zamówienia publiczne tego kalibru w normalnych warunkach są niemal wyłączną domeną dużych konsorcjów, często zagranicznych. Ale CPK deklaruje, że chce wspierać lokalne firmy. Tylko że „chęć” nie wystarczy – bez faktycznego przygotowania firm z sektora MŚP, udział w przetargach zakończy się na kliknięciu w ogłoszenie.
Aby wejść do gry, trzeba mieć nie tylko sprzęt, ludzi i kompetencje. Trzeba mieć gotówkę. Wysokie zabezpieczenia ofertowe, obowiązek szybkiego rozpoczęcia prac, zatrudnienie podwykonawców, wynagrodzenia, leasingi, zaliczki materiałowe, ubezpieczenia – to wszystko dzieje się na długo przed pierwszym przelewem od zamawiającego.
Brakuje płynności? Zapomnij o CPK
To może brzmieć brutalnie, ale prawda jest prosta: jeśli firma czeka tygodniami na przelew, nie będzie w stanie sfinansować prac na tak dużym placu budowy.
Z danych serwisu Faktura.pl wynika, że:
- firmy z branży transportowej czekają na przelew średnio 21,6 dnia,
- w budownictwie i przemyśle ciężkim – 13,9 dnia,
- średni czas oczekiwania w sektorze MŚP to 13,6 dnia, czyli blisko dwa tygodnie.
W normalnym środowisku gospodarczym już te wartości są niepokojące. Ale w kontekście udziału w CPK – to absolutny bloker.
Gra o miliardy, ale na kredyt
Mało się o tym mówi, ale największym kapitałem w przypadku inwestycji publicznych nie jest know-how – tylko cash flow. Tymczasem polskie MŚP przez lata funkcjonowały na granicy opłacalności, często finansując dużych partnerów z odroczonymi płatnościami. Wielu właścicieli firm budowlanych, transportowych czy IT traktuje 30-dniowy termin płatności jako „standard” – a 60 dni jako coś, czego „nie wypada komentować, bo można stracić kontrakt”.
Jeśli w najbliższych miesiącach te same firmy nie przeformatują swojego podejścia do płynności finansowej, to o CPK będą czytać tylko w mediach. Z zewnątrz.
Kto zyska, kto straci?
Grupa | Potencjalna rola w CPK | Ryzyko wykluczenia? |
MŚP bez gotówki | Podwykonawca, bez szans na główny kontrakt | Wysokie |
MŚP z dostępem do gotówki | Realny gracz w przetargach | Średnie |
Duże spółki z kapitałem zagranicznym | Liderzy konsorcjów, zdobywcy głównych zamówień | Niskie |
Inwestycja narodowa, ale czy dla narodowych firm?
Deklaracje rządu brzmią pięknie: premiowanie znajomości języka polskiego, doświadczenia lokalnego, rozumienia krajowego prawa. Wreszcie – po latach dominacji zagranicznych konsorcjów – mamy projekt, który w teorii miałby wynieść polskie firmy na pierwszy plan.
Tyle że praktyka już teraz pokazuje coś innego.
Przetargi na poziomie CPK, zwłaszcza te o wartości kilkudziesięciu milionów złotych, to gra w elitarnej lidze. Eksperci od zamówień publicznych nie kryją, że „pierwszy milion trzeba mieć na dzień dobry”. I nie chodzi tu o zysk, ale o:
- wadium i zabezpieczenia należytego wykonania umowy,
- obowiązkowe gwarancje bankowe lub ubezpieczeniowe,
- koszty obsługi prawnej, projektowej, formalnej,
- natychmiastowe zakupy sprzętu, materiałów, zatrudnienia.
Niemcy i Francuzi gotowi. My? Z fakturą nieopłaconą od 43 dni.
Firmy z Niemiec, Francji czy Hiszpanii nie mają z tym problemu. Korzystają z taniego finansowania, działają w ramach grup kapitałowych, mają dostęp do wewnętrznych linii kredytowych. Często – co warto podkreślić – są wspierane przez własne rządy, które oferują im gwarancje eksportowe przy dużych projektach infrastrukturalnych za granicą. Co więcej, ich kultura płatnicza pozwala im planować z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, bo wiedzą, że pieniądze „będą”.
Polskie firmy, szczególnie z sektora MŚP, wciąż żyją w modelu „od faktury do faktury”. Tysiące firm czeka ponad 30, 45, a nawet 60 dni. Dlaczego? Bo od lat są przymuszane do kredytowania większych partnerów. A gdy wreszcie pojawia się szansa na „polski projekt stulecia”, to słyszą, że brakuje im płynności.
Równe zasady? Tylko na papierze
Rząd przekonuje, że przetargi CPK będą „inkluzywne” dla lokalnych podmiotów. Ale nie da się ukryć, że „równe szanse” kończą się w momencie, gdy trzeba wpłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych wadium, czekając miesiącami na odpowiedź. A jeśli Twoja firma nie ma bufora finansowego, księgowego wsparcia, relacji z bankami – wypadasz z kolejki szybciej, niż zdążysz wypełnić wniosek.
W ten sposób narodowa inwestycja może stać się narodową tylko z nazwy, a złote kontrakty trafią do znanych z przetargów „tuzów”, którzy jedyne, co mają wspólnego z Polską, to… adres biura w Warszawie do kontaktu z mediami.
Czy wiesz, że 8 na 10 firm upada z powodu problemów z płynnością finansową?
Sprawdź, z jakiego bezpiecznego narzędzia skorzystać, aby utrzymać zdrowy cash flow i uchronić firmę przed zatorami płatniczymi.
LOT się szykuje, a co z resztą?
Narodowy przewoźnik – PLL LOT – gra w ofensywie. Już dziś – z dużym wyprzedzeniem – przygotowuje się do wielkiego dnia otwarcia CPK w 2032 roku. To nie są puste deklaracje. To twarde decyzje, takie jak:
- zakup 40 nowych samolotów Airbus A220,
- powiększenie floty do 130 maszyn,
- 13 nowych Boeingów 737 MAX 8 już w drodze,
- zapowiedzi kilkunastu nowych tras z regionalnych lotnisk.
Flota się powiększa, nowe kierunki są planowane, a infrastruktura szkoleniowa i zaplecze techniczne LOT-u rośnie z miesiąca na miesiąc. Narodowy przewoźnik nie tylko wierzy w CPK – on się na nie realnie przygotowuje. I robi to z rozmachem.
Ale to rodzi pytanie, które powinno zaniepokoić wszystkich mikro-, małych i średnich przedsiębiorców w Polsce:
czy LOT będzie wyjątkiem, który skorzysta na CPK, a reszta zostanie za płotem?
Zmiana potrzebna natychmiast
Dziś możemy śmiało powiedzieć: LOT wchodzi do CPK głównym wejściem, z czerwonym dywanem rozłożonym od okna w centrali do płyty lotniska. Ale co z tysiącami innych firm, które również mogłyby na tej inwestycji zarobić – choćby w roli dostawców, podwykonawców, usługodawców, wykonawców instalacji, serwisantów czy wykonawców infrastruktury towarzyszącej?
CPK – w swoim założeniu – miał być nie tylko lotniskiem, ale narzędziem rozwoju gospodarczego Polski. Dziś narracja publiczna skupia się głównie na kolejnych przetargach, imponujących liczbach, wartościach umów, budowie tunelu i kilometrach torów.
Ale milczy się o tym, kto tak naprawdę będzie beneficjentem tych miliardów. Bo jeżeli jedyną przygotowaną firmą będzie LOT, a reszta polskich MŚP nie będzie miała kapitału, płynności ani narzędzi do udziału w tej transformacji – to CPK stanie się lotniskiem nie dla Polski, ale dla wielkich graczy z Brukseli, Frankfurtu i Paryża.
CPK – projekt cywilizacyjny, ale tylko dla wybranych?
Przyszłość CPK nie zależy tylko od harmonogramów i decyzji lokalizacyjnych. Ona zależy od tego, czy uda się uruchomić potencjał tysięcy polskich przedsiębiorców, którym trzeba zapewnić dostęp do finansowania, wiedzy, wsparcia prawnego i rozliczeń.
Bo jeśli tego nie zrobimy, to w 2032 roku CPK rzeczywiście się otworzy. Ale polski mikroprzedsiębiorca będzie oglądał ceremonię przez siatkę, z zawieszonym wzrokiem. I być może z ostatnią niezapłaconą fakturą w kieszeni.