W 2026 roku podatników nie zaskoczą rewolucyjne zmiany w podatku PIT. I niestety – bo choć zapowiadano podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł, dziś już wiemy na pewno, że pozostanie ona na obecnym poziomie 30 tys. zł. A co z progami podatkowymi? Tu również bez zmian – nadal obowiązywać będą dwa progi: 12% do 120 tys. zł oraz 32% powyżej tej kwoty.
Niestety, nie udało się zrealizować obietnicy złagodzenia obciążeń podatkowych. Szkoda, bo właśnie w tym roku padł niechlubny rekord – liczba Polaków objętych drugim progiem podatkowym sięgnęła niemal 2 milionów. Jeszcze kilka lat temu miała to być strefa zarezerwowana dla najlepiej zarabiających. Dziś trafia tam coraz więcej osób, często nieświadomie, po prostu dlatego, że… dostali podwyżkę.
Dla przypomnienia – obecna skala podatkowa została wprowadzona w ramach Polskiego Ładu i obowiązuje od 2022 roku. I choć minęły już trzy lata, to zarówno próg 120 tys. zł, jak i kwota wolna 30 tys. zł pozostają na niezmienionym poziomie.
Każdy robi swoje, a rząd… nie.
Z roku na rok rośnie liczba osób wpadających w drugi próg podatkowy. W 2022 r. było ich niecałe 750 tys., w 2023 – ponad 1,3 mln, a w 2024 r. już 1,935 mln. W 2025 roku mówi się o przekroczeniu bariery 2,5 mln podatników (ponad 3 razy więcej, w 2022 roku). Z progów dla „najbogatszych” skorzysta ok. 10% rozliczających się według skali.
Dzieje się tak, ponieważ od dawna próg 120 tys. zł jest zamrożony, a wynagrodzenia – przynajmniej nominalnie – rosną. To prowadzi do efektu „cichego podnoszenia podatków”. W grudniu wiele osób zauważyło nagły spadek wynagrodzenia netto. Różnica pomiędzy listopadową a grudniową pensją może wynieść nawet 2 tys. zł.
Dla samozatrudnionych i prowadzących działalność gospodarczą w ramach B2B, szczególnie w branżach o wysokich stawkach zamrożone progi i brak waloryzacji to konkretne, odczuwalne koszty. Duża część tej grupy znajduje się tuż nad granicą 120 tys. zł dochodu, a każda nadwyżka opodatkowana jest już stawką 32%.
W efekcie – mimo że zarabiają więcej – wcale nie odczuwają poprawy sytuacji finansowej. W dodatku wielu z nich rozlicza się w formie ryczałtu, który choć daje niższe stawki nominalne, to nie pozwala skorzystać z ulg i odliczeń.
Obietnice kontra rzeczywistość: co z kwotą wolną 60 tys. zł?
Zapowiedzi podniesienia kwoty wolnej do 60 tys. zł na razie pozostają w sferze politycznej retoryki. Minister finansów Andrzej Domański przyznał, że to raczej cel na dalszą przyszłość. Premier Donald Tusk również ostudził nastroje, a Wiceminister Jarosław Neneman stwierdził wręcz, że „nie ma przestrzeni na obniżkę podatków”.

Patrząc na historię kwoty wolnej od podatku, widzimy, że w 2022 roku przyszedł długo wyczekiwany przełom – skok do 30 000 zł. Ten ruch był nie tylko konieczny, ale i symboliczny: państwo wreszcie dostrzegło, że najniższe dochody muszą być realnie chronione przed opodatkowaniem.
Jednak od tamtej pory nic się nie stało, a podatników wpadających w drugi próg jest już ponad dwa razy więcej. W 2026 roku kwota wolna nadal będzie wynosić 30 000 zł. Bez waloryzacji, bez zmian w odpowiedzi na rosnące koszty życia. W efekcie realna wartość tej kwoty maleje, a zamiast systemu sprawiedliwego – mamy system, który z roku na rok wpycha coraz więcej podatników w drugi próg podatkowy.
Czy 2022 był końcem zmian, czy tylko przystankiem? Patrząc na brak decyzji w kolejnych latach, można mieć uzasadnione wątpliwości. Kwota wolna od podatku nie powinna być jednorazowym gestem – powinna być mechanizmem, który rośnie wraz z potrzebami społecznymi. Tego dziś brakuje.
Zamrożenie kwoty wolnej i progów podatkowych to pozorny spokój – przypomina teatr z kurtyną opuszczoną w połowie. Widzowie słyszą, że coś się dzieje, ale nic nie widzą. Rząd mówi: nie podnosimy podatków. Ale rzeczywistość jest taka, że coraz więcej osób płaci więcej, a różnice na paskach wypłat w grudniu są bardzo dotkliwe.
W kraju, w którym zaraz ponad 2 mln osób wpada w wyższy próg nie dlatego, że stały się zamożne, lecz dlatego że inflacja „przesunęła” ich na papierze, trudno mówić o sprawiedliwości systemu. A ci, którzy pracują na dwa etaty, jak nauczyciele czy samozatrudnieni specjaliści, płacą za to najwyższą cenę – nie tylko finansową…







































