Nowy rządowy zespół do spraw gospodarki nieformalnej budzi skrajne emocje. Z jednej strony zapowiadana jest bezkompromisowa walka z szarą strefą i nielegalnym zatrudnieniem. Z drugiej – coraz więcej przedsiębiorców zadaje sobie pytanie: czy to rzeczywiście krok ku uczciwej konkurencji, czy może kolejny sposób na zwiększenie wpływów do budżetu kosztem mikrofirm i samozatrudnionych? W czasach, gdy zaufanie do instytucji państwowych jest kruche, a skomplikowane przepisy pozostawiają szerokie pole do interpretacji, obawy o nadużycia nie są bezzasadne.
Nowy zespół rządowy: czym jest i po co powstał?
Pod koniec marca rząd ogłosił powołanie Zespołu do spraw Przeciwdziałania Gospodarce Nieformalnej. Brzmi jak coś pomiędzy think-tankiem a grupą operacyjną – i w pewnym sensie tak właśnie ma działać. Formalnie zespół ma charakter międzyresortowy i skupia przedstawicieli Ministerstwa Finansów, Krajowej Administracji Skarbowej, ZUS-u, NBP, a także – co może budzić pewne obawy – służb specjalnych.
Zadaniem zespołu ma być monitorowanie zjawisk związanych z tzw. szarą strefą i przygotowywanie rozwiązań mających ją ograniczyć. Mowa tutaj między innymi o walce z nielegalnym zatrudnieniem, handlem bez paragonów, działalnością bez rejestracji, wyłudzeniami VAT czy płaceniem „pod stołem”. Wszystko po to, by – jak przekonują twórcy inicjatywy – chronić uczciwych przedsiębiorców i zapewnić im równe warunki gry.
Rzecz w tym, że skład zespołu oraz jego szerokie kompetencje sugerują coś więcej niż tylko funkcję doradczą. Rząd nie ukrywa, że zespół ma nie tylko diagnozować problem, ale także inicjować działania operacyjne i legislacyjne.
Co to oznacza w praktyce? Potencjalnie – kolejną warstwę nadzoru nad przedsiębiorcami, szczególnie tymi najmniejszymi, działającymi na pograniczu pełnej formalizacji, jak samozatrudnieni, freelancerzy czy małe firmy usługowe.
Z perspektywy urzędników to sposób na uszczelnienie systemu i poprawę ściągalności podatków. Z perspektywy przedsiębiorcy – zapowiedź kolejnej fali biurokratycznej presji i ryzyko, że każdy błąd może być zinterpretowany jako próba oszustwa.
Czy to rzeczywiście walka o zdrową konkurencję, czy może próba objęcia jeszcze większej części gospodarki systemem nadzoru – to pytanie, które warto zadać już teraz.
Szukasz finansowania mikroprzedsiębiorstwa lub jednoosobowej działalności gospodarczej?
Nasz partner Finea specjalizuje się w finansowaniu mikroprzedsiębiorców i nie tylko. To co wyróżnia tę firmę spośród innych to:
➔ Finansowanie za pomocą faktoringu
➔ Sfinansuj swoje faktury
➔ Pieniądze u Ciebie jeszcze tego samego dnia
➔ Limit do 200.000 PLN
➔ Dedykowany Opiekun dla Twojej firmy
Szlachetne intencje czy pretekst do fiskalnego zaciskania pasa?
Na papierze wszystko wygląda wzorowo: rząd chce „uporządkować” rynek, wyeliminować nieuczciwe praktyki i chronić legalnie działające firmy. Tyle, że ten oficjalny przekaz coraz częściej rozmija się z rzeczywistością. Bo o ile nikt nie ma problemu ze zwalczaniem zatrudniania „na czarno” czy handlu bez podatków, to coraz więcej ekspertów i przedsiębiorców widzi w nowym zespole nie narzędzie porządkowania rynku, lecz mechanizm szukania pieniędzy.
Nie jest tajemnicą, że finanse publiczne są w trudnej sytuacji. Inflacja, nowe wydatki socjalne, rosnące potrzeby budżetu – wszystko to powoduje, że państwo gorączkowo szuka dodatkowych źródeł dochodu. A gdzie najłatwiej je znaleźć? Tam, gdzie nadzór można szybko zwiększyć, a potencjalne ryzyko oporu jest niewielkie – czyli w mikrofirmach, małych działalnościach i jednoosobowych biznesach.
Oficjalne hasło „dla uczciwej konkurencji” brzmi dobrze w komunikacie prasowym. Ale w praktyce może oznaczać jeszcze więcej obowiązków, więcej raportowania, więcej dokumentów – i więcej kar za najdrobniejsze uchybienia. To niekoniecznie walka z przestępcami podatkowymi, lecz raczej próba maksymalnego uszczelnienia systemu, nawet jeśli oznacza to podważenie zaufania uczciwych przedsiębiorców do państwa.
Coraz głośniej mówi się więc o tym, że intencje mogą być mniej szlachetne, niż rząd deklaruje. Zamiast uczciwej konkurencji – kolejny etap fiskalnej opresji, ubrany w język walki ze „złem systemowym”. Tylko że w tej walce zło może być zdefiniowane bardzo szeroko – i objąć również tych, którzy niczego złego nie robią.
Jakie działania może podjąć zespół?
Choć formalnie nowy zespół ma charakter doradczo-analityczny, w praktyce jego działania mogą szybko przełożyć się na bardzo konkretne narzędzia nacisku. Wszystko dlatego, że jego członkowie mają bezpośredni dostęp do danych, które od kilku lat gromadzą instytucje państwowe – i coraz większe możliwości ich przetwarzania.
Na pierwszy plan wysuwa się analiza danych z kas online oraz plików JPK, które każdy przedsiębiorca prowadzący sprzedaż musi regularnie wysyłać do fiskusa. Do tego dochodzą informacje z terminali płatniczych, rachunków bankowych oraz dane z ZUS-u. W efekcie państwo ma coraz pełniejszy obraz tego, jak działa każda firma – ile wystawia faktur, jakie ma przychody, jakie zatrudnienie, czy zgadzają się składki, czy faktury pasują do deklaracji.
Zespół ma także koordynować działania między instytucjami – od Krajowej Administracji Skarbowej, przez ZUS i NBP, aż po organy ścigania. Efekt? System, który może szybko wychwytywać „nieprawidłowości”, czyli odstępstwa od normy. Tyle, że normy te nie zawsze są jednoznaczne, a każda nieregularność może stać się pretekstem do kontroli.
Co więcej, dzięki rosnącej automatyzacji, takie kontrole mogą być inicjowane niemal automatycznie – bez udziału człowieka. Jeśli algorytm uzna, że Twoje dane nie mieszczą się w „bezpiecznym” schemacie, urząd skarbowy może zapukać do drzwi, zanim zdążysz cokolwiek wyjaśnić. Zespół może więc de facto stać się katalizatorem nowej fali cyfrowych kontroli – bez względu na to, czy jesteś winny, czy po prostu działasz nietypowo.
Brzmi groźnie? Bo takie właśnie może być – szczególnie dla tych, którzy nie mają działu prawnego, armii księgowych i środków na przeciągające się postępowania administracyjne.
Dlaczego uczciwi przedsiębiorcy mogą się obawiać?
W teorii – nie masz się czego bać, jeśli prowadzisz firmę zgodnie z przepisami. W praktyce – właśnie ci, którzy robią wszystko „zgodnie ze sztuką”, coraz częściej wpadają w tryby urzędniczej maszyny. Bo dziś już nie wystarczy być uczciwym – trzeba jeszcze mieć szczęście, by algorytm nie uznał cię za podejrzanego.
Problem polega na tym, że dane zbierane przez państwo analizowane są automatycznie, często bez kontekstu i bez wiedzy o specyfice branży czy sezonowości. Masz nietypowy miesiąc, bo opóźnił się przelew od kontrahenta? Wystawiłeś fakturę zaliczkową, a usługę zrealizujesz za kwartał? Pracujesz zdalnie z zagranicy? Każdy z tych elementów może zostać uznany za nieprawidłowość. I choć realnie nie ma tu żadnego oszustwa, może wystarczyć do wszczęcia kontroli.
Do tego dochodzi coraz powszechniejsze zjawisko tzw. prewencyjnych działań kontrolnych – czyli kontroli „na wszelki wypadek”. To zjawisko, które w ostatnich latach mocno się nasiliło, szczególnie wobec mikroprzedsiębiorców. Efekt? Uczciwi przedsiębiorcy tracą czas, nerwy i pieniądze na udowadnianie, że nie zrobili nic złego.
Ale to nie wszystko. Przesuwa się też coś znacznie poważniejszego – fundament relacji obywatela z państwem: domniemanie niewinności. Coraz częściej to przedsiębiorca musi udowodnić, że nie popełnił błędu, zamiast urzędnika zobowiązanego do udowodnienia winy. W praktyce oznacza to odwrócenie logiki kontroli: jesteś podejrzany, dopóki nie przekonasz systemu, że wszystko jest w porządku.
I właśnie dlatego nawet ci, którzy co miesiąc odprowadzają podatki, zatrudniają legalnie i nie kombinują – mają prawo czuć się zagrożeni. Bo w tej nowej rzeczywistości nie wystarczy być uczciwym. Trzeba jeszcze umieć się skutecznie bronić.
Czy mikrofirmy i samozatrudnieni pójdą na pierwszy ogień?
Oficjalnie wszyscy są równi wobec prawa. W praktyce – aparat kontroli państwowej dużo chętniej i skuteczniej działa tam, gdzie nie napotyka oporu. A to oznacza jedno: na celowniku mogą znaleźć się najmniejsi. Mikroprzedsiębiorcy, samozatrudnieni, małe firmy rodzinne – to właśnie oni są najłatwiejszym celem. Nie mają kancelarii prawnych, działów compliance ani funduszy na kosztowne spory z urzędem. Wielka firma z korporacyjnym zapleczem może przeciągać postępowanie miesiącami. Mały przedsiębiorca – najczęściej po prostu zapłaci, żeby mieć spokój.
Taki układ premiuje działania pozorne – łatwiej „złapać” kogoś, kto wystawił fakturę z literówką albo rozliczył zaliczkę nie w tym miesiącu co trzeba, niż zmierzyć się z realnymi patologiami. Bo prawdziwa szara strefa, czyli wieloosobowe karuzele VAT czy zorganizowane oszustwa, to znacznie trudniejsze zadanie – wymagające czasu, śledztwa, współpracy międzynarodowej. Tymczasem statystyki kontroli trzeba poprawiać szybko.
Niepokoi także rosnąca liczba donosów. Nowoczesne systemy fiskalne umożliwiają zgłoszenia przez Internet – często anonimowo. W połączeniu z automatycznymi systemami analizy danych i tzw. kontrolami krzyżowymi (czyli porównywaniem zeznań różnych podmiotów) oznacza to, że wystarczy podejrzenie – sąsiada, byłego pracownika, zawistnego konkurenta – by urzędnik zyskał pretekst do działania.
W ten sposób nawet legalnie działająca firma może trafić pod lupę. Nie dlatego, że zrobiła coś niezgodnego z prawem – ale dlatego, że jest wystarczająco mała, by się nie bronić. I wystarczająco widoczna, by ktoś ją „sprofilował”.
Szara strefa – realny problem czy wygodny mit?
Szara strefa od lat pełni w debacie publicznej funkcję straszaka. Wystarczy wspomnieć, że „kosztuje budżet miliardy złotych rocznie”, by uzasadnić niemal każdą regulację czy zwiększenie kontroli. Ale czy rzeczywiście mówimy o realnym, rosnącym problemie – czy raczej o wygodnym haśle, które pozwala rządowi wprowadzać coraz głębszą ingerencję w gospodarkę?
Według szacunków GUS i niezależnych instytucji, udział szarej strefy w polskim PKB systematycznie maleje. W 2023 roku oscylował wokół 16–18%, przy czym znaczną część stanowią branże takie jak budownictwo, usługi domowe czy drobny handel – sektory trudne do pełnego uregulowania w każdych warunkach. Tymczasem większość legalnie działających firm, szczególnie tych wystawiających faktury i korzystających z systemów elektronicznych, już od lat działa pod ścisłym nadzorem skarbówki.
Pytanie brzmi więc: jaki będzie rzeczywisty wpływ nowego zespołu i jego działań na dochody budżetu? Eksperci nie mają złudzeń – największe pieniądze nie leżą w „szarej” działalności mikroprzedsiębiorców, ale w optymalizacjach podatkowych dużych firm, transferach do rajów podatkowych i unikaniu VAT w skali międzynarodowej. Tymczasem to nie tam kieruje się ostrze nowych regulacji.
Zamiast łowić wieloryby, fiskus coraz częściej skupia się na płotkach – bo to łatwiejsze, szybsze i bardziej opłacalne w krótkim terminie. Takie podejście może poprawić statystyki kontroli, ale nie poprawi uczciwości systemu. Co gorsza, może wręcz osłabić morale i zaufanie przedsiębiorców – którzy zaczynają mieć poczucie, że walka z szarą strefą to tylko pretekst, a prawdziwym celem jest ich własny portfel.
Zaufanie przedsiębiorców – czy da się je jeszcze odbudować?
W teorii państwo powinno wspierać przedsiębiorczość, tworzyć stabilne i przewidywalne otoczenie prawne, a nie działać jak przeciwnik. Niestety, w ostatnich latach wielu przedsiębiorców czuje, że zostali postawieni po drugiej stronie barykady. Kolejne fale zmian przepisów, obowiązków sprawozdawczych, cyfryzacji podatków i coraz bardziej zautomatyzowanych kontroli zamiast budować partnerskie relacje – pogłębiają nieufność.
Wielu właścicieli firm przywołuje historie absurdalnych kontroli: kary za literówki w fakturach, domiary podatkowe za rzekome „niewłaściwe” opisy usług, postępowania wszczynane na podstawie automatycznego alertu systemu informatycznego – bez wcześniejszego kontaktu z przedsiębiorcą. W niektórych przypadkach firmy były ciągane po urzędach przez miesiące, mimo że ostatecznie nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Ale nikt im nie oddał straconego czasu, reputacji ani pieniędzy.
Głos w sprawie coraz częściej zabierają też organizacje branżowe i samorządy gospodarcze. Wskazują, że zamiast wspierać mikrofirmy – które stanowią kręgosłup polskiej gospodarki – państwo coraz częściej traktuje je jak potencjalnych przestępców. A to nie tylko niesprawiedliwe, ale i niebezpieczne. Bo jeśli zaufanie przedsiębiorców do instytucji publicznych zostanie całkowicie zrujnowane, trudno będzie je odbudować – nawet najlepszą kampanią PR czy kolejną „tarczą”.
Pytanie brzmi: czy nowy zespół ds. gospodarki nieformalnej ma szansę odwrócić ten trend, czy tylko go pogłębi? Na razie więcej wskazuje na to drugie.
Czy to tylko element większego planu?
Nowy zespół ds. gospodarki nieformalnej nie pojawił się znikąd. To kolejny krok w szerszym procesie, który trwa już od kilku lat: cyfryzacja, automatyzacja i centralizacja systemu podatkowego. W tym kontekście nowy organ wygląda bardziej jak trybik w większej machinie niż osobna inicjatywa. A maszyna ta ma jeden cel – maksymalne uszczelnienie systemu i pełną kontrolę nad przepływami gospodarczymi.
W ostatnich latach przedsiębiorcy musieli przystosować się do wielu zmian: obowiązkowe kasy online, pliki JPK, e-faktury, jednolite terminy raportowania, nowy system faktur ustrukturyzowanych, a wkrótce także obowiązkowe KSeF. Wszystko to tworzy coraz bardziej spójny i szczegółowy obraz działalności każdej firmy. W teorii – dla uproszczenia i walki z oszustwami. W praktyce – dla uzyskania pełnej transparentności działań przedsiębiorcy wobec fiskusa.
Zespół ma pełnić funkcję analityczno-operacyjną, ale z czasem może stać się również laboratorium nowych mechanizmów kontroli. Bo jeśli okaże się, że działa efektywnie – nic nie stoi na przeszkodzie, by jego kompetencje rozszerzyć, a rozwiązania testowane „przy okazji” wprowadzić na stałe do systemu.
Czy zatem mówimy o walce z patologią? A może o budowaniu systemu, w którym każda aktywność gospodarcza – od transakcji po zatrudnienie – zostanie zarejestrowana, przeanalizowana i oceniona przez państwowe algorytmy? To już nie tylko fiskalna kontrola, ale coś znacznie większego: próba pełnego objęcia gospodarki cyfrowym nadzorem.
Nie bez powodu coraz częściej mówi się, że zamiast „polskiego ładu” mamy do czynienia z polskim Wielkim Bratem – który patrzy nie tylko na tych, którzy kombinują, ale przede wszystkim na tych, którzy pracują uczciwie.
Jak przedsiębiorcy mogą się chronić?
W świecie, w którym kontrola może pojawić się niespodziewanie – często na podstawie anonimowego zgłoszenia lub algorytmu – profilaktyka staje się równie ważna, co prowadzenie biznesu. Uczciwość to jedno, ale równie istotne jest to, by mieć wszystko pod ręką, w porządku i dobrze udokumentowane.
Podstawą jest regularna współpraca z doświadczonym księgowym, najlepiej takim, który nie tylko rozliczy, ale też uprzedzi o potencjalnych ryzykach i nietypowych sytuacjach. Dobrze mieć również kontakt z prawnikiem znającym realia podatkowe – szczególnie w bardziej złożonych przypadkach, jak rozliczenia transgraniczne, podwykonawstwo czy umowy B2B.
Warto także wdrożyć podstawowe zasady prewencji: archiwizować wszystkie faktury i potwierdzenia przelewów, unikać gotówki (która zawsze budzi większe podejrzenia), sprawdzać kontrahentów (np. na białej liście podatników VAT), a przy większych transakcjach – spisywać umowy i trzymać korespondencję mailową. To wszystko może mieć kluczowe znaczenie, gdy pojawią się pytania z urzędu.
Nie bez znaczenia jest również sposób kontaktu z instytucjami. Choć nie każdy przedsiębiorca ma czas i ochotę na „dobre relacje z urzędami”, czasem jedno uprzedzające pismo lub szybka reakcja na niejasności może uchronić przed kontrolą. Pokazanie, że jesteś aktywnym, świadomym uczestnikiem systemu – a nie biernym obiektem oceny – często działa na korzyść.
Krótko mówiąc: warto prowadzić firmę nie tylko zgodnie z przepisami, ale też z myślą o tym, jak udowodnić swoją uczciwość. W nowym systemie to nie paranoja – to rozsądna strategia przetrwania.
Czy jeszcze prowadzisz firmę, czy już tylko odpierasz kontrole?
To pytanie coraz częściej zadają sobie mikroprzedsiębiorcy i samozatrudnieni. W teorii mieliśmy mieć uproszczenia, cyfryzację i większą przejrzystość systemu. W praktyce wielu właścicieli firm czuje, że większa część ich energii idzie dziś nie na rozwój biznesu, lecz na dostosowywanie się do coraz bardziej skomplikowanych przepisów, nowych obowiązków sprawozdawczych i potencjalnych kontroli.
Zamiast planować nowe usługi, zdobywać klientów czy zatrudniać ludzi – przedsiębiorcy spędzają godziny na rozmowach z księgowymi, analizie przepisów i dokumentowaniu każdej operacji „na wszelki wypadek”. Bo w obecnym klimacie wystarczy mały błąd, nieuwaga albo odstępstwo od schematu, by znaleźć się pod lupą urzędników.
Państwo, które miało wspierać przedsiębiorczość, coraz częściej postrzegane jest jako instytucja, która nie ufa nikomu – nawet tym, którzy od lat płacą podatki, zatrudniają pracowników i działają zgodnie z prawem. A to zaufanie trudno odbudować, szczególnie jeśli głos mikrofirm i jednoosobowych działalności nadal będzie pomijany w debacie publicznej.
Dlatego warto zadać sobie to pytanie raz jeszcze – bez ironii, ale z pełną świadomością realiów: czy jeszcze prowadzisz firmę, czy już tylko bronisz się przed systemem?
Czy przedsiębiorcy mają się czego bać?
Wprowadzenie rządowego zespołu do walki z gospodarką nieformalną to ruch, który na pierwszy rzut oka może wydawać się rozsądny i potrzebny – szczególnie w kraju, gdzie szara strefa wciąż istnieje. Problem w tym, że kierunek działań coraz wyraźniej wskazuje na coś więcej niż tylko walkę z nieuczciwością. Nowe narzędzia kontroli, rosnąca automatyzacja nadzoru, niejasne kryteria oceny i skupienie się na najmniejszych podmiotach sprawiają, że wielu uczciwych przedsiębiorców zaczyna się czuć jak podejrzani z definicji.
Zamiast ulgi i uproszczeń – narasta atmosfera lęku, w której każdy błąd może mieć poważne konsekwencje. Zamiast partnerskiej relacji z państwem – narasta poczucie, że system poluje na własnych obywateli w imię poprawy statystyk fiskalnych. Jeśli ta tendencja się utrzyma, możemy dojść do punktu, w którym prowadzenie legalnej działalności będzie oznaczało nieustanne tłumaczenie się i zabezpieczanie na wypadek… niewinności.
To nie jest już tylko spór o narzędzia kontroli. To pytanie o to, jaka ma być przyszłość przedsiębiorczości w Polsce – i czy państwo chce ją wspierać, czy tylko skutecznie nadzorować.
Zainteresował Cię ten artykuł? Czytaj więcej takich treści w ramach cyklu „Alarm podatkowy”